czwartek, 28 maja 2015

Rozdział 11

Alex mnie unikał odkąd spytałam go o Wybraną, w sumie zaczęło mnie to coraz bardziej ciekawić i nie wiedziałam co o tym myśleć. Z jednej strony Alex był moim przyjacielem i jakby coś wiedział to by mi powiedział, prawda? Ale jego zachowanie gdy o to spytałam było dziwne. Jeszcze do tego Kyle`a odkąd powiedziałam mu prawdę nie pojawiał się na zajęciach, a na korytarzu starał się omijać mnie łukiem. Przynajmniej następnego dnia po naszej rozmowie w lesie znalazłam swoją torbę w szafce. Były w niej wszystkie moje rzeczy łącznie z zeszytem który pożyczył.  Miałam do niego wielki żal, że nie chciał ze mną rozmawiać, ale na jego miejscu pewnie zareagowałbym podobnie. Musiałam mu dać czas.
Siedziałam w domu przy stole popijając swój ulubiony sok jabłkowy i starałam się skupić na pisaniu zadania. Mam krzątała się po kuchni. Uwielbiałam pichcić. Przyglądałam się jej gdy gotowała jakiś kolejny przysmak, który musiałam przyznać pachniał znakomicie. Sky siedziała obok równie skupiona na zadaniu co ja. Co jakiś czas zerkała na mamę i oblizując wargi. Tak bardzo jak mama kochała gotować, tak bardzo Sky kochała jeść to co mama gotowała. Zaczęłam pukać ołówkiem o zeszyt zagryzając wargę. Nie lubiłam tych dni kiedy miałam blokadę pisemną. Miałam do napisania referat na zajęcia pani Gilbert, ale na mojej kartce było tylko jedno słowo. Kyle. Westchnęłam cicho i odchyliłam się na krześle.
- Claire. – głos mamy wyrwał mnie z rozmyślań na temat chłopaka o błękitnych oczach. – W przyszłym tygodniu są Twoje urodziny. – mama przysiadła na krześle obok kręcąc jakąś masę w palcach. No tak… Za tydzień urodziny moje i Alexa. Powinnam mu coś kupić. Jego prezenty zazwyczaj dla mnie były trafione w dziesiątce, a moje to czysty niewypał. Znam go tyle lat, a nie wiem nigdy co naprawdę mu kupić. Nigdy nie dał mi odczuć że prezent mu się nie podobał, ale ja i tak wiedziałam że był do bani.
- Tak… Urodziny… - powiedziałam, nigdy nie lubiłam urodzin, a tu w przyszłym tygodniu kończę 18 lat. Wejdę w tak zwany pełny wiek, cokolwiek to znaczy.
- Pomyśleliśmy z rodzicami Alexa że w weekend zrobiliśmy wam taki bal. W końcu kochanie 18 lat kończy się tylko raz. – spojrzała na mnie i uśmiechnęła się delikatnie. Nie znosiłam imprez, ale nie robi się dla mamy?
- Świetny pomysł mamo. Przyda nam się odskocznia od nauki. – powiedziałam i spojrzałam na siostrę. Spojrzała na mnie i założyła ołówek za ucho.
- Mamo, świetnie… Zaprosimy mnóstwo osób… Zamówimy catering, no i musimy iść kupić sukienki. – zaczęła wyliczać Sky, zaśmiałam się cicho. W końcu mama zaczęła z nią rozmawiać o całym przyjęciu. Mało mnie to obchodziło, więc ulotniłam się do swojego pokoju by napisać pracę na angielski.

***
Następnego dnia siedziałam w Sali do angielskiego czytając jeszcze raz pracę którą napisałam. Nie liczyłam, że Kyle się pojawi. Nigdy nie przychodził na zajęcia. Gdybym nie widywała go od czasu do czasu na przerwach zaczęłabym się martwić. Wyjrzałam przez okno i spojrzałam na jego motor. Zawsze stał w tym samym miejscu. Zaczynałam za nim cholernie tęsknić. Czułam się pusta, jakby ktoś zabrał mi duszę, a pozostawił samo ciało. Chciałam żeby ktoś mi oddał duszę, albo chociaż zwrócił przyjaciela. Tęskniłam za Alexem, a najgorsze było to, że wciąż nie mogłam się pogodzić z faktem, że Alex się we mnie zakochał. Nigdy nie dał mi odczuć że czuje do mnie coś więcej, chociaż, może? Coraz częściej myślałam nad naszym życiem, owszem Alex zawsze był nadopiekuńczy, ale myślałam, że to przez to, że jesteśmy dla siebie jak rodzeństwo.
Westchnęłam w momencie gdy w oknie zauważyłam że ktoś siada obok mnie. Odwróciłam szybko głowę. Kyle usiadł na krześle i oparł się o oparcie. Jego drobne rany po wypadku już zniknęły. Wyglądał na zmęczonego, ale mimo to wciąż był tym samym Kylem. Chciałam żeby na mnie spojrzał i coś powiedział, chciałam by mnie pocałował i porozmawiał ze mną. Jednak gdy tylko odwrócił głowę w moja stronę wbiłam wzrok w kartkę leżącą przede mną. Wiedziałam że się uśmiechnął. Przymknęłam powieki i wypuściłam powoli powietrze z ust. To było nieznośne jak na mnie działał.
                Do sali weszła pani Gilbert. Spojrzałam w jej stronę chodź wiedziałam, że chodź wiedziałam, że wciąż się na mnie patrzy. Byłam wariatką dla niego i nigdy między nami nic nie będzie. Westchnęłam i zaczęłam stukać ołówkiem po stole ze zdenerwowania.
                - Moi Drodzy, na dziś mieliście napisać pracę po tytułem „Moje uczucia”. Praca mogła być o czym kol wiek. Zanim oddacie mi prace, czy jest ktoś chętny do przeczytania? – spytała rozglądając się po Sali. W całym roku szkolnym zgłosiłam się dwa razy, ale teraz moja praca była zbyt prywatna bym się zgłosiła. Utkwiłam wzrok w dłoni. – O mamy chętnego. Zapraszam panie Collins.
                Chwila, co? Spojrzałam na wstającego Kyle`a. Ruszył na środek Sali i stanął obok pani Gilbert. Nauczycielka była bardzo zachwycona, że nowy chłopak już przy pierwszej pracy się zgłosił. Oby jego praca była dobra, inaczej będzie źle. Zagryzłam wargę, bardzo chciałam usłyszeć o uczuciach mojego błękitu, ale trochę niepokoiłam, w końcu w klasie było jeszcze 30 innych osób. Patrzyłam na niego, a on przelotnie spojrzał na mnie. Przeczesał palcami włosy i powoli zaczął.
                - Moje uczucia… Czym tak właściwie są moje uczucia? Są moim oddechem? Moim słowem czy moim śpiewem? Są zapisane w powietrza, a może w wietrze? Uczucia każdego człowieka są inne, dla kogoś uczuciem będzie to przyjaźń, dla innego uczuciem będzie jego ulubiona piosenka. Jednak co jest moim odczuciem? Zadaję sobie to pytanie od chwili gdy pierwszy raz ją ujrzałem. Stała na środku korytarzu, tak jakby była bezradna i patrzyła na mnie tak jakbym mógł ją ocalić. Tylko czy mogłem ją ocalić? W pierwszym momencie pomyślałem, że jest piękna, po prostu idealna. Potem pomyślałem że chciałbym by była ze mną. Chciałem by była blisko, bo była Moim Uczuciem. W jednej sekundzie stała się wszystkim co było dla mnie najważniejsze. Już wtedy wiedziałem, że moje uczucia będą związane tylko z nią. Ona będzie smutna, ja też, ona będzie płakać, ja też, ona będzie się śmiać, ja też, ona będzie się nudzić, ja także. To od niej będzie zależała moja przyszłość i teraźniejszość. Bez niej życie nie będzie takie samo. Ale był ktoś dla kogo też jest całym światem. I widząc ich razem, wiedziałem, że to on jest jej Uczuciem.
                Zacząłem jednak ją bliżej poznawać i nie była jego Uczuciem, była moim, a ja stałem się jej. Gdy mnie całowała przeładowywała we mnie swoje uczucia, była moim największym skarbem, który musiałem chronić. Zachowałem się jednak jak szczeniak i zraniłem moje Uczucie. Zostawiłem ją. Tylko dlaczego? Przecież wiedziałem że była prawdziwa. Nie mogła być inna. Ale kim byłem ja? Byłem nikim, dopóki jej nie spotkałem. Dopóki jej nie spotkałem nie miałem uczuć. Teraz doznaję wszystkich i mam nadzieję, że ona mi wybaczy będąc moim Uczuciem, bez którego nie umiem dalej żyć. Tylko co ja jej mogę zaoferować? Nic. Zabrała ze mnie wszystko. Moje Uczucia zastąpiła swoimi, moje serce zabrała i raczyła oddać. Dlatego mówiąc jej mój ulubiony kolor, mówię „Wierzę Ci i chcę Ci oddać siebie całego.”
                Kyle złożył kartkę i spojrzał na mnie po czym ruszył na swoje miejsce. Nie wiem kiedy zaczęłam płakać, ale łzy spływały po moich policzkach. To co powiedział było piękne, nie mógł wyrazić tego lepiej. Moje serce właśnie zaczęło mocniej bić, bo mi wierzył.  Wytarłam je wierzchem dłoni  i spojrzałam na niego gdy siadałam. Uśmiechnął się delikatnie i podał mi karteczkę na której było napisane: Po szkole koło mojego motoru. Uśmiechnęłam się delikatnie, chciał ze mną porozmawiać i to było dla mnie najważniejsze. Przeczesałam swoje włosy. Pani Gilbert uśmiechnęła się słabo, co znaczyło, że również się wzruszyła.
                - No dobrze, czy jest ktoś jeszcze chętny? – spytała nauczycielka. Korciło mnie by podnieść rękę, ale czytając swój referat inni zaczną wiązać fakty, że Kylowi chodziło o mnie. Nikt inny nie chciał się zgłosić. – Skoro nikt nie jest już chętny, to wychodząc połóżcie swoje prace na moim biurku.
                Gdy tylko zadzwonił dzwonek od razu wstałam kładąc torbę na stole i pakując swoje rzeczy nie mogłam przestać się uśmiechać. Kyle wstawał bardzo powoli więc musiałam czekać, aż się przesunie. Gdy to zrobił przeszłam obok niego, a on delikatnie musnął moją dłoń swoją. Przeszedł mnie dreszcz, ale ruszyłam dalej.
***
                Przy wyjściu ze szkoły wpadłam na Alexa. Był trochę zdziwiony widząc mnie. Jakbyśmy nie chodzili do jednej szkoły? Spojrzałam na niego i cicho westchnęłam. Ten cholerny zapach cytryn. Odchyliłam głowę w bok.
                - Cześć. – powiedziałam i uśmiechnęłam się delikatnie.
                - Cześć. – odpowiedział i przestąpił z nogi na nogę.
                - Alex, czemu się do mnie nie odzywasz? – spytałam cicho. Bolało mnie że tak z dnia na dzień przestał ze mną rozmawiać. Spojrzał na mnie, a potem poszedł gdzieś w bok. Czemu niby Miałam nie pytać?
                - Claire… Po prostu nie pytaj więcej o Wybraną. Muszę już iść. – ominął mnie i ruszył w stronę Sali gimnastycznej. Odwróciłam się i spojrzałam na niego. Nic już nie rozumiałam i miałam tego dość. Westchnęłam i wyszłam ze szkoły idąc w stronę motoru Kyle`a.
                Już na mnie czekał. Uśmiechnęłam się delikatnie i podeszłam do niego. Podał mi kask. Będziemy gdzieś jechać, super. Założyłam go na głowę i wsiadłam na motor obejmując go w pasie. Uśmiechnęłam się sama do siebie wtulając nos w jego skórzaną kurtkę. Brakowało mi jego ciepła, jego zapachu i dotyku jego skóry. Gdy ruszyliśmy nie zwracałam uwagi dokąd jedziemy. Chciałam jak najwięcej szczegółów zapamiętać z obejmowania Kyle`a. Byliśmy jak połówki, które właśnie stawały się całością. Nie byliśmy Kylem i Claire, byliśmy jednym ciałem z dwóch osób.
                Gdy się zatrzymaliśmy podniosłam głowę i rozejrzałam się. Pokręciłam głową. Znajdowaliśmy się na tym cholernym parkingu z którego musiałam samotnie wracać. Kyle zdjął kask i zsiadł z motoru. Spojrzał na mnie czekając aż zrobię to co on. Bałam się znów wracać z tego parkingu, ale zrobiłam w końcu to co on.  Gdy postawił motor na nóżce i wsadził kluczyki do kieszeni wyciągnął swoją dłoń w moją stronę. Ujęłam jego dłoń i poczułam jak dreszcz przechodzi przez moje ciało. Pozwoliłam mu się prowadzić przez las w stronę miejsca naszego rozstania. Żołądek mi się skurczył przy czym mocno ścisnęłam dłoń Kyle. Nie chciałam jej już nigdy puszczać. Spojrzałam w stronę skąd wtedy przyszły zmory. To znów mi przypomniało o problemie Wybranej.
                Kyle odwrócił się w moją stronę i pogładził swoim kciukiem moją dłoń. Zbliżył moją dłoń do swoich ust delikatnie pocałował, najpierw w palce, potem w środek dłoni po wierzchniej stronie, potem w łokieć i sunął coraz wyżej. Po szyi i zarysie szczęki, aż dotarł do moich ust i wyszeptał przy nich jedyną rzecz którą chciałam usłyszeć: Czerwony.
***
                Gdy wreszcie się od siebie oderwaliśmy siedzieliśmy na kurtce Kyle w środku lasu, a dokładniej on siedział na kurtce, a ja na jego kolanach. Zanurzyłam palce w jego włosach i delikatnie je przeczesałam. W tym świetle wyglądały na delikatny brąz. Uśmiechnęłam się, a widząc to on odpowiedział, równie szerokim uśmiechem. Lubiłam jak się uśmiechał i kochał dołeczek w jego prawym policzku.
- Kyle, tak mi przykro, że to wszystko się wydarzyło… - wyszeptałam i założyłam dłoń za jego szyję.
- Długo o tym myślałem… Mam mnóstwo pytań. – powiedział i spojrzał gdzieś w bok. Musnęłam jego policzek.
- Pytaj. Chętnie odpowiem na każde pytanie. – szepnęłam i wtuliłam się w jego tors.
- No więc. Na początku chcę wiedzieć czy jest ktoś, bądź jeszcze prócz, jak ty to mówisz? Błękitnokrwistych? – spytał i spojrzał na mnie. Przygryzłam wargę i skinęłam głową.
- Są jeszcze Łowcy, Nocni Łowcy. Strażnicy naszego świata i waszego. Oni tropią demony i je zabijają, my mamy chronić ludzkość przed demonami. – Kyle skinął głową.
- Ich krew też jest niebieska? – na to pytanie się zaśmiałam.
- Nie. Nasza krew pochodzi od Boga, ich krew pochodzi od jednego z aniołów. Przez to nie mają Daru, który mamy my.
- Rozumiem. Czymś się różnicie? – pytał Kyle, a ja chętnie udzielałam odpowiedzi.
- Oni umierają szybciej niż my, ale o wiele później niż wy.
- To ty nie żyjesz wiecznie, czy coś takiego? – zaśmiałam się i pokręciłam głową przecząco.
- Nie jestem wampirem. Owszem starzeję się dwa razy dłużej niż ty, ale w końcu umrę, każdy w końcu umrze. – powiedziałam i wzruszyłam ramionami.
- Aha. Okay. Bronicie ludzi… A zabijacie ich czasem? – spytał Kyle przełykając gulę w gardle.
- To jest zabronione. Nie możemy zabijać ludzi, no chyba, że Wysłannik lub Posłaniec złapał jego duszę, wtedy mamy takie prawo, ale zdarza się to bardzo rzadko. – powiedziałam i przechyliłam głowę.
- Powinienem wiedzieć coś jeszcze? – spojrzał mi w oczy i położył dłoń na moim policzku.
- Nie wolno nam się wiązać z ludźmi. – wypaliłam.
- Co? Znaczy, ze to co teraz robimy jest zabronione? – spytał i pokręcił głową. Przeczesał swoje włosy palcami.
- Tak, jest. – spojrzał na mnie.
- I wiedząc to pozwoliłaś bym się w Tobie zakochał? – spytał i spojrzał na mnie twardo. Spuściłam wzrok, mogłam mu to powiedzieć wcześniej. Chwila, zaraz. Czy on właśnie powiedział, że się we mnie zakochał? Podniosłam głowę i spojrzałam mu w oczu. Kochał mnie, kochał. Uśmiechnęłam się i wpiłam w jego wargi bez żadnego ostrzeżenia.
                Odwzajemnił mój pocałunek i zanurzył palce w moje włosy. Objęłam go za szyję i przyciągnęłam go jeszcze bardziej do siebie. Cholera, musiałam się akurat zakochać w śmiertelniku. Ale z nim wszystko wydawało mi się łatwiejsze. Jego wargi przywierały do moich i cały świat znikał. Byliśmy tylko my, we własnej barierze. Z każdą chwilą pogłębialiśmy pocałunek. Nie pamiętam kiedy Kyle położył mnie na swojej kurtce, a sam był na de mną. Dopiero gdy zabrakło nam powietrza na chwilę się od siebie oderwaliśmy. Oparłam swoje czoło  o jego.
- Czerwony? – spytał Kyle uśmiechając się do mnie.
- Strasznie czerwony. – odpowiedziałam śmiejąc się.
                Jego wargi powędrowały na moją szyję. Delikatnie ją odchyliłam i złapałam za rąbek jego koszulki. Podwinęłam ją i badałam jego mięśnie brzucha. Złapał gwałtownie powietrze co uznałam za pozwolenie by iść dalej. Ściągnęłam jego koszulkę, a on zaczął rozpinać moją koszulkę. Będąc w połowie odsunął się i zawisł na de mną. Sięgnęłam dłonią do jego brzucha i delikatnie powoli wędrowałam w górę. Gdy doszłam do jego piersi położyłam dłoń tam gdzie biło jego serce. Czułam przez dotyk jak przyśpieszyło, cieszyłam się że tak na niego działam. Gdy zabrałam dłoń spojrzałam na jego serce i w tym momencie moje stanęło.
                Na jego piersi znajdował się mały trójkąt. Ten sam, który mam ja i ten sam który ma Alex. Miałam swoje kółko. Patrzyłam jak unosił się gdy on oddychał. Delikatnie przejechałam jeszcze raz po nim swoim palcem. Kyle widząc to spojrzał na mnie i uśmiechnął się.
- To tylko znamię. – powiedział, ale zrozumiał gdy położyłam swoją dłoń jeszcze raz na jego piersi i dostrzegł to samo na niej.
- To coś więcej, Kyle. – szepnęłam patrząc na swoje znamię.

                To musiało być coś więcej. 


poniedziałek, 18 maja 2015

Rozdział 10


Kyle zaczął się śmiać, a ja tylko na niego patrzyłam. Każda normalna osoba pewnie by uznała mnie za nieźle szurniętą. W końcu musiałabym powiedzieć mu prawdę, ale chciałam z tym poczekać. I po co biegłam w las? Co chciałam tym osiągnąć? Po prostu poszłam za odczuciem, ale jak tak szybko znalazł się tu Alex? Kyle wreszcie się uspokoił i spojrzał na mnie wciąż się głupio uśmiechając.
- Nieźle mnie wkręciłaś, Claire.- powiedział Kyle. Patrzyłam na niego nic nie mówiąc. Opuściłam wzrok. – Bo żartujesz, nie? – spytał i podszedł do mnie. Podniósł moją twarz za podbródek. Pokręciłam głową i odsunęłam się.
- Kyle, powiem Ci wszystko, ale nie możesz mi przerywać. – odsunęłam się i wypuściłam powietrze z ust. – Dawno temu Bóg tworzył człowieka. Stworzył go z piachu, prochu. Ludzie byli dobrzy, ciągle posłuszni, dopóki jeden z aniołów nie zobaczył, ze człowiekiem można sterować, można zasiać w jego umyśle ziarno niezgody. Widząc jak ludzie zaczęli być nieufni, nieuczciwi i bez duszni, poczuł się wyzwolony tym co zrobił. Dlatego wziął z Nieba wszystkich swych zwolenników chcąc siać niezgodę na świecie, jednak niektórzy stawali się oporni. Bóg widząc to wygnał ich wszystkich. Stali się oni naszym cieniem. Chodzą za ludźmi szukając tych którzy są dobrzy, by skierować ich na złą drogę, a nawet ich zabijają, by dołączyli do ich zastępów. –mówiłam i spojrzałam na Kyle`a. Patrzył na mnie podejrzliwie, ale nic nie mówił. Przeczesałam swoje włosy. – Bóg widząc, że coraz większa liczba ludzi jest zła, te wszystkie wojny, zdrady… Nie mógł tego znieść i stworzył kolejną osobę. Przypominała ona człowieka, jednak była inna, Bóg do popiołu dodał kroplę swej krwi. Przez co w ich żyłach płynęła błękitna krew. – powiedziałam wskazując na kurtkę, gdzie była plama z mojej krwi. – Nasz naród nazwany został Błękitnokrwistymi, szkolimy się, żyjemy wokół ludzi, by chronić ich przed cieniem. Zabijamy ich odsyłając w nicość. – podeszłam do Kyle`a i stanęłam na przeciwko niego.  Wyprostowałam się podnosząc podbródek do góry. Zagryzłam wargę, nigdy nie sądziłam, że komuś to powiem. – Jestem Błękitnokrwista i jest tu po to by chronić Cię przed złem. – powiedziałam wstrzymując oddech.
Kyle pokręcił głową. Uśmiechnął się, ale zaraz jego uśmiech zniknął i  patrzył na mnie jak na dziwoląga. Nie, nie, nie mógł tak na mnie patrzeć, nie chciałam by tak na mnie patrzył. Chciałam by był Kylem, tym który był miły, kochany i który patrzył na mnie w ten sposób jakby wokół nie było nic innego.  Chciałam znów znaleźć się w jego ramionach i zapomnieć o wszystkim. Gdy tylko zrobiłam krok w jego stronę, on się odsunął. Poczułam ukłucie w serce i pokręciłam głową. Wyciągnęłam do niego ręce, ale on jeszcze bardziej się odsunął. Byłam tak bardzo rozdarta. Nie powinnam mu była mówić, powinnam była zostawić to dla siebie.
- Kyle… - wyszeptałam i opuściłam dłonie. – Kyle wiesz że to prawda. Na kurtce jest moja krew, bo jest Błękitna. – powiedziałam pokazując na kurtkę leżącą na ziemi.
- Jeśli to kawał to nie śmieszny. – powiedział Kyle przeczesując swoje włosy. Spojrzałam na swoją dłoń. Wciąż miałam nóż. Delikatnie nacięłam skórę na palcu i pokazałam mu kropelki krwi. Pokręcił głową i cofnął się jeszcze bardziej. Spojrzał na mnie i wtedy moje serce pękło. Wyraz jego wzroku mówił zbyt dużo, gardził mną. – Jesteś na coś chora, tak? – spytał uśmiechając się delikatnie, ale ja byłam poważna. Widząc moją minę spoważniał. Spojrzał w bok jakby szukał jakiegoś ratunku, wsparcia. – Muszę to przemyśleć.
I odszedł. Tak po prostu. Odwrócił się i ruszył przez las w stronę parkingu, gdzie był jego motor. Przymknęłam powieki i pozwoliłam swoim łzom płynąć po policzku. Chciałam krzyczeć, ale każdy dźwięk zatrzymywał się w moim gardle i nie chciał przejść dalej. Rozpadłam się, znowu i znowu przez Kyle`a. Zostawił mnie, odszedł. Tak po prostu. Dowiedział się o mnie najgorszego, ale taka była prawda. Taka byłam i nie mogłam tego zmienić chodź bym chciała. Opadłam na kolana i pozwala płaczu przerodzić się w szloch. I co będzie dalej? Czy Kyle zrozumie? Czy uzna mnie za wariatkę? A jeśli opowie o tym komuś? O nie… Co ja zrobiłam? Naraziłam się na najgorsze, i co z tego miałam? Straciłam Kyle`a, Alexa i pewnie nie jedną osobę. 

***
Nie wiele pamiętam z podróży na pieszo do domu. Byłam na totalnym odludziu i wracałam 4 godziny. Nogi mnie piekły i miałam już na nich odciski. Kyle miał moją torbę więc będę musiała go jutro rano znaleźć i ją odzyskać. Byłam też spragniona, mój płacz wylał ze mnie całą wodę i teraz tylko to było mi potrzebne do szczęście. No i jeszcze nie doszły pierwszy chłopak, ale bez tego musze nauczyć się żyć. Jak teraz mam siedzieć obok niego na zajęciach? Cholera mogłam wymyśleć coś na poczekaniu, a to powiedzieć mu później. Jednak chciałam by wiedział, chciałam by akceptował mnie taką jaką jestem, a nie tylko tym co mu daję, by nie łamać reguł. Pod domem wysłałam SMS Alexowi by do mnie przyszedł.
Weszłam do swojego domu i zdjęłam buty. Ależ ulga.  Odetchnęłam i z kuchni wzięłam szklankę i nalałam sobie wody. Wybiłam jedną, drugą i trzecią, czwarta wzięłam ze sobą. Na zlewem obmyłam twarz, oczy mnie paliły od płaczu. Zimna woda podziałała kojąco. Sky wstała z kanapy i podeszła do mnie opierając się o blat kuchenny. Zakręciłam wodę i z spojrzałam na nią. Zaśmiała się cicho i wytarła z mojego czubka nosa kropelkę wody. Wymusiłam delikatny uśmiech dla swojej siostry.
- Claire, mama się o Ciebie martwiła, ale poszła do pracy. Masz zadzwonić. – poinformowała uśmiechając się.
- Jasne. – powiedziałam i przetarłam dłonią twarz.
- Co się stało? – spytała i oparła głowę  o moje ramię. Robiła tak od małego gdy byłam smutna. Położyłam głowe na jej.
- Popełniłam błąd, Sky. Ale sama muszę sobie z nim poradzić. – pocałowałam ją w czubek głowy. – Idę do siebie odpocząć. – wzięłam szklankę i poszłam do siebie. Weszłam do pokoju i postawiłam szklankę na biurku po czym rzuciłam się na łóżko.
Przymknęłam powieki i zasnęłam. Byłam tak zmęczona, że powieki same mi się zamknęły. Skuliłam się na łóżku. Śnił mi się koszmar. Stałam na wzgórzu skąd obserwowałam wojnę, bitwę między Kylem, a Alexem. W środku chciałam krzyczeć by przestali, ale nie mogłam się odzywać. Uśmiechnęłam się do nich. Nie zależało mi na tym który zginie, chciałam by się pozabijali. Obaj, nawzajem. Walka była zażarta, a ja wszystko obserwowałam. Alex był lepiej wyszkolony od Kyle`a więc ten po chwili padł na kolana. Do jego piersi Alex przyłożył miecz i uśmiechnął się przebijając go. Ale to nie Alex go przebił, to ja. Zabiłam Kyle`a i miałam na rękach jego krew. Obudziłam się gdy Kyle wypowiadał ostatnie słowo, moje imię.
Opatulona byłam znajomym zapachem delikatnych cytryn. Westchnęłam cicho. Odwróciłam się w ramionach Alexa. Nie spał. Uśmiechnął się widząc, że się obudziłam. Położyłam się na jego piersi, a on delikatnie gładził mój bok.
- Dzień dobry, Śpiąca Królewno. – powiedział i zaczesał kosmyk mych włosów za ucho.
- Alex. – wyszeptałam, ale nie wiedziałam co mogę mu powiedzieć. Jak przeprosić? Chciałam by dalej był moim przyjacielem.
- Ci… Nic nie mów. – mówiąc to musnął moje włosy. Jak on tak mógł? Zraniłam go, a on nadal był tu dla mnie. W jednym momencie zapomniałam o całym bólu jaki mu zadawałam. Ale miałam do niego kilka pytań.
                - Ale… Alex… Byłeś w lesie? – spytałam, nie wiedząc już do końca co się stało. Na pewno Alex nas widział i z Kylem pojechałam na parking, usłyszałam hałas i spotkałam dwóch Posłańców, no i krew na mojej kurtce, no i odchodzący Kyle.
                - Byłem, Claire. – odpowiedział Alex. Wsparłam się na łokciu i spojrzała na niego. Westchnął cicho. – Kilka dni temu odkryłem swój dar. Umiem się przenosić z miejsca w miejsce. – wyjaśnił. Uśmiechnęłam się do niego i musnęłam jego policzek.
- To cudownie. Czemu mi nie powiedziałeś wcześniej? – spytałam i szturchnęłam go w żebra. Tęskniłam za tym. Beztroska rozmowa z najlepszym przyjacielem. To podobno pomaga też na złamane serce, a ja przy Alexie czułam sie bardzo dobrze. 
- Jakoś się nie złożyło. – przyciągnął mnie do siebie, tak że moje włosy opadały mu na twarz.
- Alex, jesteś moim najlepszym przyjacielem. – wyszeptałam i spojrzałam mu prosto w oczy. Westchnął.
- Wiem, Claire. Tylko przyjacielem, ale poczekam na Ciebie tyle ile będzie trzeba. Każdy musi przejść przez fatalną miłość by dojść do tej prawdziwej, ale ja tu jestem. I zawsze będę. – pogładził mnie dłonią po policzku. Przymknęłam powieki.
- No chyba każdy musi przez to przejść. – powiedziałam i odsunęłam się siadając po turecku. Alex wstał i pocałował mnie w czoło.
- Muszę lecieć. A tak w ogólę to jak spałaś spojrzałem na Twoje ramię, nie masz żadnej rany… - powiedział, a ja odruchowo spojrzałam na ramię. Zagryzłam wargę i wzruszyłam ramionami.
- Może to mój dar. – zaśmiałam się cicho. Alex założył bluzę.
- Uważaj Claire, jak będziesz się kąpać. Wiesz w każdym momencie mogę pojawić się w Twojej łazience. – puścił mi oczko, a ja cicho się zaśmiałam.
Nagle przypomniał mi się Posłaniec i jego słowa, spojrzałam na mojego przyjaciela i wstałam stając obok niego.
- Alex… Mogę się Ciebie o coś spytać? – spytałam na co on skinął głową. -  Kto to Wybrana? – spytałam, bo przecież tak zostałam nazwana. Alex się wycofał i spojrzał na mnie poważnie. Zagryzł wargę. On coś wiedział.
- Muszę lecieć Claire. Pogadamy później. -  i już go nie było. Po prostu się rozpłynął.

Wcale mi się nie podoba jego dar. Znów zostałam z milionem pytań i żadnej odpowiedzi. A jakie jest na to lekarstwo? Gorąca czekolada i film z siostrą. 


piątek, 15 maja 2015

Rozdział 9

Nie wiem kiedy się zatrzymaliśmy, nie wiem nawet gdzie. Wiem tylko, że siedzieliśmy na motorze, a ja zdjęłam kask i płakałam wprost w plecy Kyle`a. Nie chciałam słyszeć jego głosu, nie chciałam by widział jak płaczę, ale i tak mnie pocieszał. Opieraliśmy się o siebie, a ja wciąż go obejmowałam w pasie,  on kreślił kółeczka palcem na mojej dłoni.  Pociągnęłam nosem i słyszałam jak Kyle`a wzdycha.
- Dobra, dość tego. – wstał, a ja musiałam go puścić. Spojrzałam na niego przez łzy i wytarłam je rękawem. – Wstawaj. – rozkazał, a ja wstałam. Patrzyłam w podłogę.
Kyle usiadł z powrotem na motorze i złapał mnie za dłoń pociągając w swoją stronę. Przełożył mi nogę przez motor i kazał usiąść. Siedzieliśmy naprzeciwko siebie, spuściłam wzrok. Czułam jego dłonie na moich nogach. Zagryzłam wargę i patrzyłam na żwir koło motoru. Gdzie my byliśmy?
- Claire… - jego głos był cichy, ale dobrze słyszalny. Przysunął się jeszcze bliżej i kciukiem podniósł mi twarz za podbródek. Starł opuszkami moje łzy z policzka, a ja pociągnęłam nosem. – Nie płacz. – powiedział i dotknął kciukiem mojego nosa. Uśmiechnęłam się delikatnie.
- To nie takie proste. – powiedziałam i spojrzałam gdzieś ponad jego ramieniem. Zagryzłam policzek od środka. No bo co miałam mu powiedzieć? Prawdę? Nie mogłam tego zrobić. – Gdzie my jesteśmy? – spytałam po chwili. Za plecami Kyle`a widziałam las.
- To puszczony parking. – wyjaśnił i pogładził moje włosy. Poczułam przyjemne ciepło rozpływające się po moim brzuchu. Dla tego dotyku zraniłam najlepszego przyjaciela?
Alex… Mój najlepszy przyjaciel, już nim nie był. Zraniłam go. Czemu nie dostrzegłam, że jest we mnie zakochany? Przecież umawiał się z innymi dziewczynami, a ja byłam dla niego jak kumpel, powiernik i pocieszyciel, gdy któraś laska postanowiła zerwać z nim pierwsza. Wtedy zawsze siadaliśmy na podłodze w jego salonie, oglądaliśmy jakiś horror i jedliśmy czekoladowe lody. Nie znosiłam ich, ale czego się nie robi dla najlepszego przyjaciela? Podobno mój tata też nie lubił lodów czekoladowych, strasznie chciałam kiedyś wiedzieć ile mam z niego, a ile z mamy. Często przypatrywałam się Alexowi i jego rodzicom, szukałam podobieństw, potem to samo robiłam porównując siebie do mamy i to co nie wpasowywało dopasowywałam do obrazu ojca. Tak bardzo chciałam wiedzieć co się z nim stało, płynęła we mnie jego krew i miałam prawo wiedzieć, nawet jeśli zabiły go Wysłańcy.
- Czerwony. – szepnął Kyle i zaczesał moje włosy. Spojrzałam mu w oczy i delikatnie się uśmiechnęłam.
- Czerwony. – odpowiedziałam i delikatnie musnęliśmy swoje wargi. Kochałam tego chłopaka jak nigdy.
Gdy nachylił się by mnie pocałować odepchnęłam go. Mój mózg zaczął przejść w tryb ostrożności. Zsiadłam z motoru i zamknęłam oczy oddychając powoli. Czułam delikatną woń spalenizny. Otworzyłam oczy i spojrzałam w głąb lasu. Cholera nie byłam na to przygotowana. Kyle stanął za mną i próbował wypatrzeć coś w lesie. On tego nie czuł, nie wiedział co się zbliża. Musiałam go chronić.
- Kyle… - wyszeptałam. – Musisz mi zaufać. Odjedź stąd.
- Żartujesz? – spytał odwracając mnie do siebie. – Nie zostawię Cie, Claire. – jego wargi spoczęły na moich w delikatnym pocałunku.
- To chociaż zostań tu. Cokolwiek byś słyszał. – powiedziałam i zrobiłam kilka kroków w tył.
- Claire… - spojrzałam na niego i uśmiechnęłam się delikatnie.
- Musze coś sprawdzić i zaraz wrócę. – obiecałam.
Ruszyłam do lasu najszybciej jak mogłam.
Nie miałam czasu na wyjaśnienia. Po prostu musiałam biec w głąb lasu. Zatrzymałam się dopiero po chwili. Zapach był coraz silniejszy i zaczęłam słyszeć kroki. Miałam nadzieję, że to nie Wysłańcy, a zwykli Posłańcy. Sięgnęłam za kurtkę skąd wyjęłam nóż. Powinniśmy z Kylem uciec zanim wyczuliby nasz zapach, ale nie wiedziałam czy czasem kogoś nie ma w lesie. Musiałam chronić nie tylko nas, ale też innych. Nie byłam dobrą wojowniczką, ale może prawdziwa walka mnie czegoś na uczy. O ile wyjdę z niej cała i zdrowa. Widziałam już ich sylwetki między krzewami, oni musieli mnie już czuć. Teraz ich zapach był wyraźniejszy i słabszy. Posłańcy, na szczęście. Na mój widok się uśmiechnęli, a ja im pomachałam.
- Błękitnokrwista. – powiedział jeden, wdychając mój zapach. Nie byli oni do końca ludźmi. Swoją posturą przypominali człowieka, ale byli cali czarni, nie chodzi mi rasę czarną, tylko o prawdziwą głęboką czerń, a ich oczy były czerwone, mieli garby, a z ust leciała im ślina. Wspomnę, że dla człowieka trująca. Jeden z nich, ten co był trochę wyższy miał jeszcze szramę która przechodziła od kącika oka, aż do nos.
- W swej osobie. – odparłam starając się chować nóż za plecami.
- Nie powinnaś sama chodzić po lesie. – powiedział ten niższy. Jego głos był okrutny i przerażający, może dlatego, że jego wargi się nie poruszały, ale to pewnie dlatego że ich po prostu nie miał, zresztą jak nosa.
- A czego mam się bać? – spytałam i przechyliłam głowę, czym odsłoniłam swoja szyję. W duchu miałam nadzieję, że Kylowi nie przyjdzie do głowy by iść za mną.
- No nie wiem, słodziutka. Może diabłów? – spytał i byłam pewna, że gdyby mógł to by się teraz uśmiechnął. – Wiesz do czego jesteśmy zdolni?
- Może mi pokażesz? – prowokowałam go. Na zajęciach byłabym już zbesztana. My nie prowadzimy z nimi rozmów, my ich zabijamy. Uważałam, że to był błąd, wroga najlepiej jest poznać jak najlepiej. Ten niższy, z którym prowadziłam chyba rozmowę, chciał się rzucić, ale ten drugi go powstrzymał.
- Nie możesz jej zabić. Poczuj ją. – powiedział i spojrzał na swojego towarzysza. Wyprostowałam się. O co im chodzi z moim zapachem? A po za tym czym miał się zaciągnąć?
Właśnie w tym momencie zaczęłam się bać. Byłam sama, przeciwko Posłańcom, co ja sobie do cholery myślałam? Że ich powstrzymam? Ten niższy przymknął powieki przy czym zrobił się cały czarny. Gdy otworzył swe powieki z jego oczach zobaczyłam zaintrygowanie.
- Wybrana… - wyszeptał. Nie zdążyłam spytać co to znaczy, bo ruszył na mnie.
Zrobiłam piękny obrót i wbiłam w niego nóż. Cofnął się, cholera nie trafiłam i stracił nóż. Jego przyjaciel ruszył na mnie, ale uskoczyłam obok jego przyjaciela. Mimo to drasnął mnie swoimi pazurami. Z rany na kurtce zaczęła się sączyć moja krew. Złapałam za nóż wbity w tego niższego i wyciągnęłam wbijając prosto w serce. Gdyby moja broń byłaby poświęcona nie miało to by większego znaczenia gdzie bym go wbiła, niestety ten był zwykły. Posłaniec się rozpłynął, a ja odzyskałam nóż.
- Jeden zatopiony. – powiedziałam odwracając się akurat gdy ten drugi mnie popchnął i poleciałam do tyłu. Upadłam.
- Claire! Claire! Claire!– Kyle wykrzykiwał moje imię. Jednak za mną poszedł. Byłam szczęśliwa, bo się o mnie martwił, ale teraz miał kłopoty.
- Kyle uciekaj. – odkrzyknęłam, ale to było moim błędem. Między krzewami zaczęłam już widzieć jego posturę. Cholera. Wstałam szybko i nożem rozcięłam swoją dłoń, by pociekła po niej krew.
Posłaniec czekał aż obok nas pojawi się Kyle, a on będzie miał łatwą przekąskę. Gdy moja krew zaczęła ściekać na ziemię spojrzał na mnie. Może i był silny, ale moja krew była dla niego jak narkotyk. Mój jej w życiu nie brać, ale jego mózg był zaprogramowany, że czując jej zapach musi ją wypić. Odsunęłam i oparłam o drzewo. Podszedł do mnie. Czułam się strasznie słaba. Ścisnęłam rękojeść noża, chcąc go wbić w odpowiednim momencie, ale w tym momencie obok pojawił się Alex. Zrobiłam szerokie oczy gdy swoim nożem zabił Posłańca. Jak on to zrobił? Spojrzał na mnie, ale słysząc kroki Kyle`a powiedział tylko:
- Wracaj, trzeba Cię opatrzeć. – spojrzał na ranę na moim ramieniu. Spojrzałam na nią, nawet nie wiedziałam że wciąż sączy się z niej błękitna krew, rana musiała być dość głęboka. Chciałam coś powiedzieć, ale jego już nie było. Miałam zwidy przez utraconą krew? Ale przecież Posłaniec nie reagował na moją krew dopóki sama nie rozcięłam skóry.
Zza drzew wybiegł Kyle. Spojrzeliśmy się na siebie, ale jego wzrok szybko trafił na moją ranne. Podbiegł do mnie i dotknął mojego ramienia. Odciągnął mnie od drzewa i zdjął kurtkę. Czując jego zapach zrobiło mi się o wiele lepiej. Spojrzał na moją kurtkę, a potem na ramię.
- Claire… - spojrzałam na ramię, ale nie było już nawet zadraśnięcia, ani na ramieniu ani na ręce. - Czy Twoja krew jest niebieska? – spytał pokazując plamę na kurtce. Spojrzałam na niego i cofnęłam się o krok.
- Ja…. – wyszeptałam. Musiałam mu powiedzieć prawdę. Patrzył na mnie czekając na wyjaśnienie. – Nie jestem człowiekiem.
Kyle roześmiał się głośno i rzucił moją kurtką. Podszedł do mnie, staliśmy tak blisko siebie, że czułam jego oddech na sobie. Westchnęłam cicho.
- To kim jesteś? – spojrzałam mu prosto w oczy.

- Jestem Błękitnorwista, jestem stworzeniem Boga. – powiedziałam i dotknęłam palcem miejsca gdzie jeszcze przed chwilą sączyła się moja krew. 


niedziela, 10 maja 2015

Rozdział 8

Minął już cały tydzień od wypadku Kyle`a. W szkole ciągle odczuwałam jego brak, a wracając do domu nie myślałam o niczym innym. Od zajścia w mojej sypialni Alex się do mnie nie odzywał. Rozumiałam go, ale bolała mnie strata najlepszego przyjaciela, w końcu to z nim spędziłam 17 lat swego życia, nie mogłam od tak się odzwyczaić.
                Większość czasu spędziłam samotnie, a na treningach wyładowałam swoje emocje. Sam trener był zdziwiony jak dobrze zaczęło mi iść, nawet w jednej z naszych walk, pokonałam Lucy. Ona oczywiście była na mnie trochę zła, ale tylko trochę. Zdążyłam także wiele przemyśleć co do moich uczuć i wreszcie zaczynałam sobie wszystko układać.
                Zbliżała się lekcja angielskiego. Zajęłam swoje miejsce obok okna i wyglądałam przez nie. W sumie nie było na co patrzeć, bo okno wychodziło na parking dla uczniów, ale i tak się wpatrywałam. W sumie nie wiedziałam czy na coś czekam czy szukam czegoś wzrokiem. Jednak moją uwagę przykuł motor. Czarny motor na którym wracałam do domu. Wyprostowałam się. Skoro ten motor tam stał to znaczyło…
- Kyle. – szepnęłam i odwróciłam głowę, ale on już siedział. Zajął swoje miejsce obok mnie. Wpatrywałam się w niego. Moje serce zaczęło mocniej bić.
                Siedział obok mnie. Na jego twarzy wciąż było widać delikatne zadraśnięcia i miał wielkiego siniaka pod okiem. Pewnie pod jego koszulką znajdowały się podobne i go bolały. Tak bardzo chciałam go teraz przytulić i  zmierzwić jego włosy. Czułam w opuszkach palców tą delikatność jego włosów gdy wplatałam w nie palce gdy się całowaliśmy. Spojrzał na mnie kątem oka, a ja odwróciłam wzrok. W ustach mnie paliło, a moje wargi pragnęły spotkać jego.
- Nie było Cię. – powiedział, ale nie patrzył na mnie. Wziął mój zeszyt bez pytania i zaczął przeglądać notatki.
- A miałam być? – spytałam cicho. Nie chciałam by ktoś słyszał naszą rozmowę.
- Powinnaś. – odpowiedział i odłożył mój zeszyt. Spojrzałam na niego.
- Ale mnie wyrzuciłeś. – powiedziałam na swoją obronę.
- Ale powiedziałem czerwony. – spojrzał na mnie i patrzyliśmy sobie prosto w oczy.
- To miał być jakiś znak? – spytałam. W sumie mógł mi dać tym do zrozumienia, że jednak mu zależy, ale po tym co się stało z Alexem całkiem przestałam logicznie myśleć.  W odpowiedzi skinął głową.
                Chciałam powiedzieć coś więcej, ale zadzwonił dzwonek i do sali weszła pani Gilbert. Patrzyłam na nią starając się słuchać jej słów, ale słabo mi to wychodziło. Prawdę mówiąc, nie wiem nawet o czym była lekcja. Faktycznie mogłam pomyśleć o tym co powiedział. W końcu nie odprawił mnie tak sobie. Powiedział Czerwony. Spojrzałam na niego, ale kiedy tylko się odwracał spojrzałam w okno.
                Gdy wreszcie lekcja się skończyła i zadzwonił dzwonek wstałam. Położyłam swoją torbę na ławce i chciałam schować książki, ale Kyle zabrał mi zeszyt i schował do siebie. Zamknęłam torbę i chciałam wyjść, ale on oczywiście grodził mi drogę. Westchnęłam cicho i oparłam dłoń na blacie czekając jak przejdzie, ale on najwyżej nie zamierzał się odsunąć. Wreszcie wszyscy wyszli z Sali. Czy to nie dziwne że nauczycielka również wyszła zostawiając nas samych?
                Kyle spojrzał na mnie i popchnął mnie tak, że oparłam się o parapet. Jego dłonie spoczęły obok mojej talii. Przysunęłam się do mnie i patrzyliśmy sobie prosto w oczy. Oparł swoje czoło o moje. Uniosłam ręce i oplotłam je wokół jego szyi. Czułam jego delikatny zapach. Przejechałam dłonią po zarysie jego szczęki. Był taki przystojny. 
- Czerwony. – wyszeptał. Uśmiechnęłam się.
- Czerwony. – powtórzyłam i po chwili nasze wargi się odnalazły.
                Był to delikatny pocałunek, ale zarazem mówił jak bardzo nam tego brakowało. Cholera, moje nogi zaczęły się pode mną uginać, ale Kyle chyba to wyczuł, bo położył dłoń na moim biodrze. Uśmiechnęłam się poprzez pocałunek, a on delikatnie przygryzł moją wargę. Gdy się od siebie odsunęliśmy nasz oddech przyśpieszył. Spojrzałam na niego i uśmiechnęłam się. Odwzajemnił tym samym i się odsunął, ale po chwili jeszcze raz musnął moje wargi.
- Claire, ja… - powiedział Alex stając w drzwiach. Spojrzałam na niego, a potem na Kyle`a. Zabrałam swoje dłonie z jego karku i patrzyłam na Alexa.
                Cholera. Alex machnął ręką i wyszedł. Spojrzałam na Kyle`a, a on na mnie. Przesunął się dając mi możliwość wyjścia. Wybiegłam z Sali wprost na salę treningową. Oczywiście był tam. Bił dłońmi w ścianę, nawet się nie wysilił by podejść do manekina. Podeszłam do niego i położyłam dłoń na jego ramieniu.
- Wiesz, Claire, chciałem Cię przeprosić, powiedzieć Ci całą prawdę, ale ty… - odwrócił się do mnie, a  w oczach miał łzy. Nie, nie chciałam go ranić. – Tylko przyjaciele, co?
                Patrzyłam na niego i pokręciłam delikatnie głową. Czemu to wszystkie musiało takie trudno? Tęskniłam za nim, ale je ból sprawiał mi ból.
- Alex… -szepnęłam ,a on ujął moją twarz i delikatnie musnął moje czoło. Po tym po prostu odszedł, a po moim policzku zaczęły płynąć łzy.
Wyszłam ze szkoły i ruszyłam powoli przed siebie. Przecież to było pewne, że go zranię. Zranię go, bo dokonałam wyboru. Zraniłam go, bo był moim przyjacielem, a nie kimś więcej. Otarłam łzy i usłyszałam warkot silnika obok siebie. Spojrzałam na chłopaka który patrzył na mnie swoimi błękitnymi oczami. Wyciągnął do mnie dłoń z kaskiem. Wzięłam go i założyłam na głowę. Usiadłam za chłopakiem i objęłam go delikatnie w pasie wciąż pamiętając, że niedawno wyszedł ze szpitala.

Odjechaliśmy, chodź nawet nie wiedziałam gdzie. Pewnego dnia poniosę konsekwencje swojego wyboru, ale teraz wybieram morze. Wybieram Kyle`a. 


czwartek, 7 maja 2015

Rozdział 7

Odsunęliśmy się od siebie dopiero wtedy gdy musieliśmy złapać oddech. Oddychałam gwałtownie starając się łapać z powietrza jego zapach. Otworzyłam powieki i spojrzałam mu prosto w oczy. Przyglądał mi się tak intensywnie, że zadrżałam. Zostałam porwana przez fale oceanu i wyrzucona na plażę. Dotknęłam delikatnie jego policzka. Był delikatny, chodź czułam delikatne zadrapania po wypadku. Uśmiechnął się i jeszcze raz musnął moje wargi. Odsunął głowę i wyplątał dłoń z moich włosów. Przymknął powieki jakby wewnętrznie walczył sam ze sobą. Ale dlaczego? To ja od wczoraj się zastanawiam czy powinnam mieszać się w związek z nim, a teraz to on walczy sam ze sobą.
- Claire… - wyszeptał moje imię tak chłodno, że aż się odsunęłam. – Jestem zmęczony odejdź. – powiedział i spojrzał na mnie surowym wzrokiem.
Ale że co? Przed chwilą całowaliśmy się jakby świat miał się skończyć, a on mi mówi, że mam odejść? Nasza iskierka właśnie przygasła. Poczułam jakby ktoś wbijał mi jednocześnie milion szpilek prosto w serce. Pokręciłam głową i spojrzałam mu w oczy.
- Dlaczego? – wyszeptałam, chodź głos mi się załamywał. Łzy napłynęły mi do oczu, ale je powstrzymywałam.
- Bo chcę odpocząć.
- Kłamiesz, Kyle. – powiedziałam i odwróciłam się na pięcie podchodząc do drzwi. Moja dłoń spoczęła na klamce i wtedy coś mi się przypomniało. – Gratulowałeś mi… Dlaczego? – spytałam odwracając się.
- Nie wiesz? Chłopaka. – nic już nie rozumiałam nie miałam chłopaka.
- Nie mam chłopaka. – powiedziałam starając się ułożyć jego słowa w całość. Kyle zaśmiał się cicho, ale zaraz przestał krzywiąc się. Pewnie jego żebra mu na to jeszcze nie pozwalały.
- Masz, Claire. Sam słyszałem jak Alex mówił że wczoraj i dziś rano się całowaliście. I że spałaś z nim w nocy. – powiedział to z takim chłodem, że poczułam go na ramionach, a miałam kurtkę. Zakryłam dłonią usta. I jak ja miałam to wyjaśnić? Chyba Cię kocham, ale czuję też coś do najlepszego przyjaciela. To nie brzmi dobrze.
- Kyle… - wyszeptałam, chodź to była prawda. Nie mogłam zaprzeczyć słowom które powiedział. – To nic nie znaczyło. Po prostu zasnęliśmy obok siebie. Znamy się od urodzenia i czasem tak robimy. –powiedziałam, bo to jedyna prawda, którą mogę się bronić.
- Ale spał obok Ciebie. A pocałunek odwzajemniłaś, to zawsze coś znaczy.  – powiedziałam i odwrócił głowę ode mnie. – Wyjdź stąd, Claire.
                Skinęłam głową, chodź on tego nie widział. Otworzyłam drzwi i stanęłam za nimi odwracając się. Mama często opowiadała mi różne historie o księżniczkach, czarownicach, smokach i księciach. A ja lubiłam wymyślać swoje historie, ale przypomniała mi się pewne opowieść o dziewczynie, która kochała kilka osób, a że nie mogła mówić, przekazywała im uczucia podczas pocałunku. Nawet nie wiem gdzie mama słyszała tą historię.
- Masz rację. Ale Ciebie znam od wczoraj, o ile można to nazwać znajomością. Nawet nie wiem jak lubisz kolor. A jego znam od małego, wiem o nim wszystko. A on wie wszystko o mnie. I owszem odwzajemniłam pocałunek, ale jest kilka rodzajów pocałunku. Rodzicielski, siostrzany, braterski, rodzinny, przyjacielski i ten najważniejszy. Ukochanej osoby. Pocałunek z Alexem był całkiem innym, Kyle. Wiem co czułeś gdy się całowaliśmy. I to były fajerwerki, a nie tylko uczucie poczucia potrzeby. – nie wiedziałam czy zrozumie, więc zrobiłam to co mogłam. Odwróciłam się odchodząc, zamykając drzwi usłyszałam jego odpowiedź.
- Czerwony.

***
                Siedziałam ze Sky na kanapie w salonie i oglądałyśmy kolejny durny teleturniej. Sky trzymała w dłoniach miskę z popcornem i oczywiście nie pozwalała mi się poczęstować. Ta siostrzana miłość. Gdy była mała, często oglądałam z nią bajki, jednak ona i tak bardziej interesowała się bronią. Gdy miała 5 lat Alex przyniósł do mnie pistolet na kuleczki. Oczywiście jego rodzice przykładali wielką wagę, by zaczął się on uczyć walki od najmłodszych lat. Moja mama w ogóle się tym nie przejmowała, pozwoliła nam na normalne dzieciństwo, za co będę jej wdzięczna do końca życia. Alex był tak dumny ze swojej nowej zabawki, że ledwo pozwolił mi ją dotknąć. Sky, też chciała zobaczyć pistolet, ale kategorycznie jej zabroniłam. Jednak jej słodka mina działała na Alexa i w końcu pęknął. Sky wtedy jedynie obserwowała, nawet nie zauważyliśmy kiedy wycelowała i rozbiła kuleczką wazon. Jak na 5-latkę powinna zacząć płakać, a ona tylko zaczęła się śmiać. Patrzyłam na nią i wtedy to zrozumiałam. Moja mała siostrzyczka w walce dorówna Alexowi i to bez dobrego treningu.
                I tak się stało. Sky była chuda, ale i tak walczyła tak dobrze, jak mój przyjaciel. Wreszcie spojrzała na mnie mrużąc swoje oczy.
- Czemu się tak na mnie patrzysz? – spytała przełykając garść popcornu. Wzruszyłam ramionami.
- Myślę jak szybko urosłaś. – odpowiedziałam dotykając delikatnie jej kucyka zawiązanego na włosach. Oczywiście od razu zabrała głowę.
- Bo mnie rozczeszesz. – krzyknęła, na co ja się zaśmiałam. Spojrzała na mnie piorunując mnie wzrokiem. – Na Twoim miejscu bym się nie śmiała. W końcu Alex się znudzi za uganianiem za Twoimi uczuciami.
                Wyprostowałam się i spojrzałam na nią pytająco. Nie do końca rozumiałam. Czemu Alex miałby się uganiać za mną? Przecież był w kilku związkach. Sky włożyła sobie no ust kolejną garść popcornu i uśmiechnęła się. Czyżby widziała i wiedziała więcej niż mi się zdaje?
- No co siostrzyczko? Nigdy tego nie zauważyłaś? Alex Cię kocha, nie jak przyjaciółkę. Powinnaś czasem wyjść i popatrzeć z boku jak na Ciebie patrzy albo jak bardzo jest gotów Cię bronić.
- Jesteśmy…
- Przyjaciółmi.  – dokończyła Sky za mnie równocześnie przewracając oczami. – Zawsze ta sama wymówka, Claire. Ale spójrz na to z mojego punktu widzenia. Gdy jesteście razem, albo chociaż w tym samym pomieszczeniu on zawsze szuka Cię wzrokiem, a gdy na niego spojrzysz odwraca wzrok uśmiechając się. Ty też coś do niego czujesz, zawsze jak podchodzi do niego jakaś dziewczyna zakładasz ręce na piersi i odrzucasz włosy do tyłu. – Naprawdę tak robiłam? Nigdy nie zwracałam na to uwagi. Pokręciłam głowę i chciałam coś powiedzieć ale ona uniosła dłoń. – Możesz mówić co chcesz, ale taka jest prawda. Jeśli chcesz wmawiaj sobie, że jest inaczej. A teraz daj mi skończyć program.
                Zamrugałam kilka razy układając sobie w głowie to co mi powiedziała. Alex mnie kochał, ale w takim razie czemu mi tego nie powiedział? Czemu był z innymi i nigdy nie szczędził mi szczegółów swoich związków? Wstałam z kanapy i ruszyłam do swojego pokoju. Chciałam to wszystko przemyśleć. Miałam tyle pytań, na które mogłam odpowiedzieć sobie tylko ja.
                Wiedziałam, że czuję coś ważnego do Kyle`a i wcale mi to nie przeszkadza. Mimo to muszę pamiętać o zasadach, jeśli chcę żyć na tym świecie. Wiedziałam też, że Alex nie jest mi obojętny, ale może bałam się utracić przyjaciela. W końcu zawsze byliśmy nierozłączni, a ja musiałam zacząć się dzielić. Nie podobało mi się to. Sky mówi, że mnie kocha, ale czemu jest z innymi i wcale tego nie ukrywa? Zamyślona weszłam do pokoju, ale coś było nie tak. Wyczuwałam delikatną woń cytryn. Zamknęłam drzwi i spojrzałam na Alexa siedzącego na moim łóżku.
- Alex. – wyszeptałam, a on podniósł wzrok na mnie. Wstał z łóżka i podszedł do mnie. Delikatnie przeczesał kosmyk moich włosów.
- Claire. – powiedział i zabrał po chwili dłoń. – Co z nim?
- Dobrze, jest połamany, ale wyjdzie z tego. – powiedziałam i objęłam się dłońmi. Alex włożył dłonie w kieszenie.
- To dobrze. – powiedział zmieszany.
- Co tu robisz? – spytałam cicho. W słabym świetle widziałam delikatnego siniaka pod jego okiem, pewnie to przez wczorajszą bitwę.
- Chciałem z Toba porozmawiać. – odpowiedział i przeczesał palcami swoje włosy.
- Jeśli chcesz mi powiedzieć, że powinnam się trzymać od niego z daleko, to nic tym nie wskórasz, mam prawo do własnych decyzji. – zaczęłam i założyłam dłonie na piersi. Nie chciałam być podatna na jego urok, a tylko tak mogłam się przed nim schronić.
- Nie będę Cię do tego namawiał, ale Claire… Wiesz co się stanie jeśli to zajdzie za daleko? Co się stanie z nim? – o cholera… On miał rację. Myślałam tylko o kłopotach które by mnie spotkały, ale on był człowiekiem, jego mogli nawet zabić za związek z Błękitnokrwistym. W takich wypadkach Rada była bezwzględna. Pokręciłam tylko głową. – No widzisz, Lancaster. Nigdy nie myślisz o ważnych szczegółach. – powiedział z tym swoim uroczym uśmiechem.
- Całowaliśmy się. – wypaliłam na co Alex się wyprostował i wypuścił powoli powietrze. To był przyjaciel zawsze mu wszystko mówiłam.
- Podobało Ci się? – spytał przez zęby. Bałam się odpowiedzieć.
- Ale…
- Podobało Ci się? – ponowił pytanie i zrobił krok w moją stronę. Był o mnie o głowę wyższy, więc poczułam się bardzo mała. Byłam Lancaster i nigdy nie dawałam za wygraną…
- Tak. – odpowiedziałam i podniosłam głowę patrząc mu prosto w oczy.
                Uśmiechnął się do mnie. Czyżby był z tego dumny? Patrzyliśmy sobie prosto w oczy, a on się nachylił czułam jego delikatny zapach. Jego dłoń delikatnie gładziła mój policzek, a drugą objął mnie talii przyciągając mnie do siebie. Staliśmy dotykając się delikatnie. Czułam jego dłoń wędrującą po moim biodrze i plecach.
- Ty chyba nie wiesz co to prawdziwy pocałunek. – wyszeptał tuż przy moich wargach. Nie mogłam zaprzeczyć, bo jego wargi spoczęły na moich.
                Był to delikatny pocałunek, ale z każdą chwilą stawał się coraz głębszy i dziki. Cholera, znów odwzajemniłam jego pocałunek. Chciałam go odepchnąć, ale zamiast tego zatopiłam dłonie w jego włosach. Alex podniósł mnie oplątując moimi nogami swoje uda. Jego wargi przeszły na moją szyję, a moje ciało odpowiedziało samo przechylając ją na bok. Alex położył mnie na łóżku, a sam zawisł nade mną podpierając się dłońmi przy mojej głowie. Pocałował mnie ponownie, jakbyśmy tego nigdy nie robili, jakbym była dla niego jedyna na świecie. Mimo, że moje ciało samo odpowiadało na jego prowadzenie, coś było nie tak. Nie było iskry, a delikatna iskierka, która nie umiała wybuchnąć.
                Zamknęłam oczy podczas gdy Alex muskał mój policzek i szyję. Wtedy ujrzałam błękit jego oczu. Tą głębię, ale to nie były oczy Alexa, a Kyle`a. Ich błękit, jego usta, które smakowały mi najlepiej na świecie. Otworzyłam oczy, ale to Alex pochylał się nade mną. Jego dłoń gładziła mój bok.
- Alex… - wyszeptałam. Podniósł głowę szczerząc się jak dziecko. – Wyjdź. – powiedziałam patrząc mu w oczy.
                Pokręcił głową, jakby nie rozumiał. Wstał, a ja podparłam się na ramionach, a po chwili usiadłam poprawiając swoje włosy. Alex patrzył na mnie, ale ja na niego nie. Było mi głupio, że na to pozwoliłam. Podczas tego pocałunku nie czułam nic w środku, jedynie moje ciało odpowiadało, ale nie dusza.
- Dobranoc, Claire. – powiedział i po prostu wyszedł z mojego pokoju przez okno. Poczułam powiem zimnego powietrza na skórze.

                Minęły dwa dni, a ja zdążyłam się zakochać i stracić przyjaciela. Opadłam na łóżko wtulając się w poduszkę, ale wciąż czułam cholerny zapach cytryn, który zabrał mnie w otchłań ciemności zanim zdążyłam się rozpłakać.




niedziela, 3 maja 2015

Rozdział 6

Kyle, Kyle, Kyle. Teraz tylko to powtarzałam sobie w głowie. To nie mógł być on, to nie może być prawda, to ktoś inny. Moja dusza krzyczała, a ciało było tak wstrząśnięte, że nie mogłam wydać z siebie żadnego dźwięku. W głowie wciąż sobie przypominałam, jak po raz pierwszy jego błękit oczu spotkał się z moim brązem. Jego oczy nie mogą zgasnąć, po prostu nie mogą.
                Gdy wreszcie dobiegłam do miejsca wypadku stanęłam jak wryta. Czułam za sobą Alexa, który zaczął się rozglądać. Teraz jego obecność mnie nie uspokoiła. Ciało Kyle`a leżało bezwładnie na ziemi, jakiś nauczyciel kucał obok niego sprawdzając czy jego bije mu puls. Jak podejrzewałam kierowca ciężarówki, chodził obok wciąż powtarzając, że to nie jego wina i chłopak sam wpadł mu pod koła. W jakimś stopniu miałam żal do tego mężczyzny, bo w tym momencie zniszczył także mnie. Zdeptał i połamał na kilka części. Jednak większy żal mogłam mieć tylko do siebie. Powinnam była od razu odepchnąć Alexa, a nie pozwalać mu na to wszystko.
                Alex położył mi dłoń na plecach, a ja się odsunęłam strzepując ją. Nie chciałam by mnie pocieszał, nie chciałam by był teraz przy mnie. Chciałam być sama. Gdy wreszcie nogi pozwoliły mi na krok podeszłam do bezwładnego ciała i przejechałam palcami po jego zmierzwionych włosach. Ledwo go dostrzegałam, przez szkliste łzy spływające po moich policzkach.
- Kyle… - wyszeptałam i nachyliłam się muskając jego włosy. Miałam gdzieś że mieliśmy widownie i wszyscy będą o tym mówić. Pokręciłam delikatnie głową.
                Nie zauważyłam kiedy przyjechała karetka, ktoś odciągnął mnie od ciała, chodź ja chciałam tylko być przy nim. Serce podpowiadało mi, że jego też bije. Chodź może moje serce już było jego? Znalazłam się w ramionach Alexa wdychając ten cholerny zapach cytryn. Nigdy nie lubiłam cytryn, chodź teraz przeważał zapach wanilii, ja wyczuwałam pod tym cytrynę. Cholerne feromony. Alex delikatnie gładził mnie po plecach, a ja szlochałam.
- Chłopak żyje, możecie się rozejść. – powiedział męski głos, jak podejrzewałam dyrektor.
                Żył, żył. Uśmiechnęłam się przez łzy i odsunęłam od Alexa. Rozejrzałam się, ale motoru już nie było. Obok pojawiła się Lucy.
- Claire… Claire, wszystko dobrze? – spytała kładąc mi dłoń na ramieniu. Alex starł mi łzy z policzka. Spojrzałam mu w oczy i zauważyłam tylko ból. Jego oczy nie były już błękitne, tylko szare. Chyba doszła do niego ta sama prawda co do mnie.
- Lucy… Zabierz mnie, proszę. Chcę do niego. – powiedziałam patrząc na nią. Musiałam teraz znaleźć się w szpitalu. Musiałam tam być, inaczej moje serce rozpadnie się jeszcze bardziej. Lucy skinęła głową i już za nią ruszyłam gdy Alex mocno ścisnął mnie za ramię.
                Syknęłam i odwróciłam się do niego. Wpatrywał się we mnie jakbym była zjawą. Jakbym nie była jego przyjaciółką, jakbym była kimś zupełnie obcym. Nie poznawałam go, nigdy by mnie skrzywdził, a teraz wiedziałam, że będę miała siniaka.
- Kim ty jesteś, Claire? To człowiek, a nie jeden z nas. – wysyczał zbliżając się do mnie. Zrobiło mi się chłodno. Pokręciłam delikatnie głową.
- To jeden z nas. Jesteś w połowie człowiekiem, Alex. Mamy ich chronić, nawet jeśli to był wypadek i nie zapominaj o tym. – powiedziałam ze złością i  wyrwałam rękę.
- A jeśli Rada się o tym dowie? Co zrobisz Claire? Może jesteśmy dla nich ważni i pozwalają nam na więcej, ale kochając śmiertelnika nie będzie dla Ciebie taryfy ulgowej. – powiedział to tak oschle jakbym była nikim. Jakby mój los był już dawno zapisany. – Spalając siebie, nie spal świata. – powiedział odchodząc.
                Jedną z kar za obcowanie z ludźmi był wypalony znak na ciele, przypominający nam o hańbie. Ale dlaczego miałabym spalić świat? Teraz liczyło się tylko życie Kyle`a.

***
Podziękowałam Lucy, za podwózkę i wyszłam z jej auta. Byłam wdzięczna, że nie zadawała mi pytań. Byłam wdzięczna, że nic nie mówiła i nie pocieszała mnie. Teraz miałam więcej pytań niż odpowiedzi. I byłam wdzieczna, że nie chciała iść ze mną. Musiałam być sama na sam ze sobą.
Co czuję do swojego przyjaciela, a co do nowego chłopaka w szkole?  Co miał na myśli Alex o spaleniu świata? Czemu zawsze mnie kontrolował? I czemu ja nie mogłam się z nikim umawiać, a on mógł? Dlaczego byłam tak cenna dla Rady i zawsze mi pobłażali i tłumaczyli?
                Dwa lata temu powinny objawić się u każdego Błękitnokrwistego nasze zdolności. Każdy już je dostał, oczywiście prócz mnie. Alex mógł przenosić się w różne miejsca, kiedy chciał, a Lucy miała moc telekinezy, lubiła przestawiać mi rzeczy w pokoju. Nawet u mojej siostry widać już początki zdolności panowania nad prądem. A ja? Wielkie nic. Rada usprawiedliwia to tym, że może jestem wyjątkowa, albo to wina mojego ojca.
Teraz to na pewno była moja wina. To przeze mnie Kyle` miał wypadek. Podeszłam do recepcji i spytałam się gdzie leży Kyle Collins. Gdy tylko się dowiedziałam ruszyłam korytarzem w stronę sali 105. Nie miałam odwagi wejść do środka, więc tylko patrzyłam na niego przez okno. Miał liczne rany na twarzy. Na czole miał już założony szef, wyglądał tak mizernie i nie jak Kyle.
- Jesteś jego dziewczyną? – spytała pielęgniarka stając obok mnie. Spojrzałam na nią kręcąc delikatnie głową, starłam palcem spływającą łzę z policzka. – Widać, że wiele dla Ciebie znaczy. Możesz go odwiedzić, jeśli chcesz. – powiedziała dotykając mojego ramienia i odeszła.
                Spojrzałam na drzwi do sali. Musiałam coś zrobić i zrobiłam. Weszłam do środka. Sala była pomalowana na biało i stało tu tylko jedno łóżko, a obok niego szafka. Naprzeciwko był telewizor i wielkie okno. Obok szafki stało krzesło. Usiadłam na nim i spojrzałam na mizerną twarz Kyle`a. Był chudy i wyglądał na kilka lat starszego. Po moim policzku znów leciały łzy. Dotknęłam jego dłoni i położyłam na niej czoło. Była zimna, ale mi zrobiło się gorąco. Łzy spływały mi na jego dłoń, ale nie starałam się ich wytrzeć, pozwoliłam im płynąć. Czułam się pusta, jakby prawdziwa Claire poszła sobie na spacer i została tylko puste ciało, którym nie miał kto kierować.
- Claire… - jego głos był słaby, ale go słyszałam. Podniosłam głowę, a nasze spojrzenia się skrzyżowały. On żył, on żył. Claire właśnie wróciła ze spaceru i posyłała morzu uśmiech spod łez, które teraz płynęły ze szczęścia.
                Uniósł dłoń i delikatnie dotknął mój policzek jadąc kciukiem po mojej szczęce. Przeszedł mnie delikatny dreszcz.
- Ty żyjesz. – wyszeptałam.
- Tak… Ty i tak masz, Alexa, więc co tu robisz? – pokręciłam delikatnie głową. Po tym co widział mógł pomyśleć, że jest między nami. I było, taka mała iskierka, która nie potrafiła wyskoczyć i zapłonąć.
- Nic mnie z nim nie łączy, owszem całowaliśmy się, ale to nic takiego. Przynajmniej tak mi się wydaje. – powiedziałam cicho. Spojrzałam na niego i delikatnie dotknęłam nosem nadgarstka jego dłoni, która wciąż leżała na moim policzku. – A to nie czas by o tym rozmawiać, jak się czujesz? – spytałam nachylając się w jego stronę.
- Czuję się… Jakby ktoś mnie mocno walnął i wyrwał mi serce. – powiedział i przymknął powieki. Nie, nie. On nie może być smutny przeze mnie. Moje serce mocniej zabiło. I co ja miałam teraz zrobić? Zniszczyłam go. – Claire… Chyba powinien się przepisać z zajęć pani Gilbnert. – powiedział to z takim bólem, że poczułam go w sobie.
- Nie, nie możesz.
- Dlaczego? Miedzy nami nic nie może być, więc proszę idź już sobie. – powiedział i odwrócił głowę. Wstałam i nachyliłam się nad nim. Nie kierowałam sama sobą. Powinnam odejść, dla dobra nas wszystkich. Ze względu na Radę i na kim jestem, ale oczywiście zrobiłam coś całkiem innego.
                Ujęłam jego podbródek i skierowałam w swoją stronę. Patrzyliśmy sobie prosto w oczy, widziałam to w nim. Nie mogliśmy się stracić i  ten wypadek nam to pokazał. Oparł swoje czoło o moje. 
-Udowodnij mi, Kyle. Udowodnij, że nic nie ma. Udowodnij, że nic nas nie łączy i wtedy na korytarzu nic nie poczułeś. – prawie znów zaczęłam płakać. Nawet jedna cząsteczka mojego ciała, nie chciała go opuścić. - Spójrz mi w oczy i powiedz, że nic nie znaczę. - Spojrzał na mnie jakbym była kimś całkiem głupia i  byłam, ale musiałam wiedzieć co czuję. 
                Swoją dłoń wplątał w moje kosmyki i przyciągnął mnie do siebie. Nasze wargi się spotkały. Położyłam mu dłoń na piersi, pewnie go to zabolało, ale nawet nie jęknął. Nasz pocałunek był na początku delikatny, jego wargi były miękkie, a jego zapach wypełniał całą mnie. Z każdą sekundą całowaliśmy się coraz mocniej i zachłanniej, tak jakbyśmy byli głodni samych siebie. Już teraz wiedziałam, że nie myślałam normalnie i zapłacę za to najwyższą cenę, ale jego wargi były od tego wszystkiego silniejsze.


                I stało się to, czego się bałam najbardziej. Nasza iskierka wystrzeliła i spaliła mnie doszczętnie.