piątek, 15 maja 2015

Rozdział 9

Nie wiem kiedy się zatrzymaliśmy, nie wiem nawet gdzie. Wiem tylko, że siedzieliśmy na motorze, a ja zdjęłam kask i płakałam wprost w plecy Kyle`a. Nie chciałam słyszeć jego głosu, nie chciałam by widział jak płaczę, ale i tak mnie pocieszał. Opieraliśmy się o siebie, a ja wciąż go obejmowałam w pasie,  on kreślił kółeczka palcem na mojej dłoni.  Pociągnęłam nosem i słyszałam jak Kyle`a wzdycha.
- Dobra, dość tego. – wstał, a ja musiałam go puścić. Spojrzałam na niego przez łzy i wytarłam je rękawem. – Wstawaj. – rozkazał, a ja wstałam. Patrzyłam w podłogę.
Kyle usiadł z powrotem na motorze i złapał mnie za dłoń pociągając w swoją stronę. Przełożył mi nogę przez motor i kazał usiąść. Siedzieliśmy naprzeciwko siebie, spuściłam wzrok. Czułam jego dłonie na moich nogach. Zagryzłam wargę i patrzyłam na żwir koło motoru. Gdzie my byliśmy?
- Claire… - jego głos był cichy, ale dobrze słyszalny. Przysunął się jeszcze bliżej i kciukiem podniósł mi twarz za podbródek. Starł opuszkami moje łzy z policzka, a ja pociągnęłam nosem. – Nie płacz. – powiedział i dotknął kciukiem mojego nosa. Uśmiechnęłam się delikatnie.
- To nie takie proste. – powiedziałam i spojrzałam gdzieś ponad jego ramieniem. Zagryzłam policzek od środka. No bo co miałam mu powiedzieć? Prawdę? Nie mogłam tego zrobić. – Gdzie my jesteśmy? – spytałam po chwili. Za plecami Kyle`a widziałam las.
- To puszczony parking. – wyjaśnił i pogładził moje włosy. Poczułam przyjemne ciepło rozpływające się po moim brzuchu. Dla tego dotyku zraniłam najlepszego przyjaciela?
Alex… Mój najlepszy przyjaciel, już nim nie był. Zraniłam go. Czemu nie dostrzegłam, że jest we mnie zakochany? Przecież umawiał się z innymi dziewczynami, a ja byłam dla niego jak kumpel, powiernik i pocieszyciel, gdy któraś laska postanowiła zerwać z nim pierwsza. Wtedy zawsze siadaliśmy na podłodze w jego salonie, oglądaliśmy jakiś horror i jedliśmy czekoladowe lody. Nie znosiłam ich, ale czego się nie robi dla najlepszego przyjaciela? Podobno mój tata też nie lubił lodów czekoladowych, strasznie chciałam kiedyś wiedzieć ile mam z niego, a ile z mamy. Często przypatrywałam się Alexowi i jego rodzicom, szukałam podobieństw, potem to samo robiłam porównując siebie do mamy i to co nie wpasowywało dopasowywałam do obrazu ojca. Tak bardzo chciałam wiedzieć co się z nim stało, płynęła we mnie jego krew i miałam prawo wiedzieć, nawet jeśli zabiły go Wysłańcy.
- Czerwony. – szepnął Kyle i zaczesał moje włosy. Spojrzałam mu w oczy i delikatnie się uśmiechnęłam.
- Czerwony. – odpowiedziałam i delikatnie musnęliśmy swoje wargi. Kochałam tego chłopaka jak nigdy.
Gdy nachylił się by mnie pocałować odepchnęłam go. Mój mózg zaczął przejść w tryb ostrożności. Zsiadłam z motoru i zamknęłam oczy oddychając powoli. Czułam delikatną woń spalenizny. Otworzyłam oczy i spojrzałam w głąb lasu. Cholera nie byłam na to przygotowana. Kyle stanął za mną i próbował wypatrzeć coś w lesie. On tego nie czuł, nie wiedział co się zbliża. Musiałam go chronić.
- Kyle… - wyszeptałam. – Musisz mi zaufać. Odjedź stąd.
- Żartujesz? – spytał odwracając mnie do siebie. – Nie zostawię Cie, Claire. – jego wargi spoczęły na moich w delikatnym pocałunku.
- To chociaż zostań tu. Cokolwiek byś słyszał. – powiedziałam i zrobiłam kilka kroków w tył.
- Claire… - spojrzałam na niego i uśmiechnęłam się delikatnie.
- Musze coś sprawdzić i zaraz wrócę. – obiecałam.
Ruszyłam do lasu najszybciej jak mogłam.
Nie miałam czasu na wyjaśnienia. Po prostu musiałam biec w głąb lasu. Zatrzymałam się dopiero po chwili. Zapach był coraz silniejszy i zaczęłam słyszeć kroki. Miałam nadzieję, że to nie Wysłańcy, a zwykli Posłańcy. Sięgnęłam za kurtkę skąd wyjęłam nóż. Powinniśmy z Kylem uciec zanim wyczuliby nasz zapach, ale nie wiedziałam czy czasem kogoś nie ma w lesie. Musiałam chronić nie tylko nas, ale też innych. Nie byłam dobrą wojowniczką, ale może prawdziwa walka mnie czegoś na uczy. O ile wyjdę z niej cała i zdrowa. Widziałam już ich sylwetki między krzewami, oni musieli mnie już czuć. Teraz ich zapach był wyraźniejszy i słabszy. Posłańcy, na szczęście. Na mój widok się uśmiechnęli, a ja im pomachałam.
- Błękitnokrwista. – powiedział jeden, wdychając mój zapach. Nie byli oni do końca ludźmi. Swoją posturą przypominali człowieka, ale byli cali czarni, nie chodzi mi rasę czarną, tylko o prawdziwą głęboką czerń, a ich oczy były czerwone, mieli garby, a z ust leciała im ślina. Wspomnę, że dla człowieka trująca. Jeden z nich, ten co był trochę wyższy miał jeszcze szramę która przechodziła od kącika oka, aż do nos.
- W swej osobie. – odparłam starając się chować nóż za plecami.
- Nie powinnaś sama chodzić po lesie. – powiedział ten niższy. Jego głos był okrutny i przerażający, może dlatego, że jego wargi się nie poruszały, ale to pewnie dlatego że ich po prostu nie miał, zresztą jak nosa.
- A czego mam się bać? – spytałam i przechyliłam głowę, czym odsłoniłam swoja szyję. W duchu miałam nadzieję, że Kylowi nie przyjdzie do głowy by iść za mną.
- No nie wiem, słodziutka. Może diabłów? – spytał i byłam pewna, że gdyby mógł to by się teraz uśmiechnął. – Wiesz do czego jesteśmy zdolni?
- Może mi pokażesz? – prowokowałam go. Na zajęciach byłabym już zbesztana. My nie prowadzimy z nimi rozmów, my ich zabijamy. Uważałam, że to był błąd, wroga najlepiej jest poznać jak najlepiej. Ten niższy, z którym prowadziłam chyba rozmowę, chciał się rzucić, ale ten drugi go powstrzymał.
- Nie możesz jej zabić. Poczuj ją. – powiedział i spojrzał na swojego towarzysza. Wyprostowałam się. O co im chodzi z moim zapachem? A po za tym czym miał się zaciągnąć?
Właśnie w tym momencie zaczęłam się bać. Byłam sama, przeciwko Posłańcom, co ja sobie do cholery myślałam? Że ich powstrzymam? Ten niższy przymknął powieki przy czym zrobił się cały czarny. Gdy otworzył swe powieki z jego oczach zobaczyłam zaintrygowanie.
- Wybrana… - wyszeptał. Nie zdążyłam spytać co to znaczy, bo ruszył na mnie.
Zrobiłam piękny obrót i wbiłam w niego nóż. Cofnął się, cholera nie trafiłam i stracił nóż. Jego przyjaciel ruszył na mnie, ale uskoczyłam obok jego przyjaciela. Mimo to drasnął mnie swoimi pazurami. Z rany na kurtce zaczęła się sączyć moja krew. Złapałam za nóż wbity w tego niższego i wyciągnęłam wbijając prosto w serce. Gdyby moja broń byłaby poświęcona nie miało to by większego znaczenia gdzie bym go wbiła, niestety ten był zwykły. Posłaniec się rozpłynął, a ja odzyskałam nóż.
- Jeden zatopiony. – powiedziałam odwracając się akurat gdy ten drugi mnie popchnął i poleciałam do tyłu. Upadłam.
- Claire! Claire! Claire!– Kyle wykrzykiwał moje imię. Jednak za mną poszedł. Byłam szczęśliwa, bo się o mnie martwił, ale teraz miał kłopoty.
- Kyle uciekaj. – odkrzyknęłam, ale to było moim błędem. Między krzewami zaczęłam już widzieć jego posturę. Cholera. Wstałam szybko i nożem rozcięłam swoją dłoń, by pociekła po niej krew.
Posłaniec czekał aż obok nas pojawi się Kyle, a on będzie miał łatwą przekąskę. Gdy moja krew zaczęła ściekać na ziemię spojrzał na mnie. Może i był silny, ale moja krew była dla niego jak narkotyk. Mój jej w życiu nie brać, ale jego mózg był zaprogramowany, że czując jej zapach musi ją wypić. Odsunęłam i oparłam o drzewo. Podszedł do mnie. Czułam się strasznie słaba. Ścisnęłam rękojeść noża, chcąc go wbić w odpowiednim momencie, ale w tym momencie obok pojawił się Alex. Zrobiłam szerokie oczy gdy swoim nożem zabił Posłańca. Jak on to zrobił? Spojrzał na mnie, ale słysząc kroki Kyle`a powiedział tylko:
- Wracaj, trzeba Cię opatrzeć. – spojrzał na ranę na moim ramieniu. Spojrzałam na nią, nawet nie wiedziałam że wciąż sączy się z niej błękitna krew, rana musiała być dość głęboka. Chciałam coś powiedzieć, ale jego już nie było. Miałam zwidy przez utraconą krew? Ale przecież Posłaniec nie reagował na moją krew dopóki sama nie rozcięłam skóry.
Zza drzew wybiegł Kyle. Spojrzeliśmy się na siebie, ale jego wzrok szybko trafił na moją ranne. Podbiegł do mnie i dotknął mojego ramienia. Odciągnął mnie od drzewa i zdjął kurtkę. Czując jego zapach zrobiło mi się o wiele lepiej. Spojrzał na moją kurtkę, a potem na ramię.
- Claire… - spojrzałam na ramię, ale nie było już nawet zadraśnięcia, ani na ramieniu ani na ręce. - Czy Twoja krew jest niebieska? – spytał pokazując plamę na kurtce. Spojrzałam na niego i cofnęłam się o krok.
- Ja…. – wyszeptałam. Musiałam mu powiedzieć prawdę. Patrzył na mnie czekając na wyjaśnienie. – Nie jestem człowiekiem.
Kyle roześmiał się głośno i rzucił moją kurtką. Podszedł do mnie, staliśmy tak blisko siebie, że czułam jego oddech na sobie. Westchnęłam cicho.
- To kim jesteś? – spojrzałam mu prosto w oczy.

- Jestem Błękitnorwista, jestem stworzeniem Boga. – powiedziałam i dotknęłam palcem miejsca gdzie jeszcze przed chwilą sączyła się moja krew. 


1 komentarz: