Kyle zaczął się śmiać, a ja tylko
na niego patrzyłam. Każda normalna osoba pewnie by uznała mnie za nieźle
szurniętą. W końcu musiałabym powiedzieć mu prawdę, ale chciałam z tym
poczekać. I po co biegłam w las? Co chciałam tym osiągnąć? Po prostu poszłam za
odczuciem, ale jak tak szybko znalazł się tu Alex? Kyle wreszcie się uspokoił i
spojrzał na mnie wciąż się głupio uśmiechając.
- Nieźle mnie wkręciłaś, Claire.-
powiedział Kyle. Patrzyłam na niego nic nie mówiąc. Opuściłam wzrok. – Bo
żartujesz, nie? – spytał i podszedł do mnie. Podniósł moją twarz za podbródek.
Pokręciłam głową i odsunęłam się.
- Kyle, powiem Ci wszystko, ale
nie możesz mi przerywać. – odsunęłam się i wypuściłam powietrze z ust. – Dawno
temu Bóg tworzył człowieka. Stworzył go z piachu, prochu. Ludzie byli dobrzy,
ciągle posłuszni, dopóki jeden z aniołów nie zobaczył, ze człowiekiem można
sterować, można zasiać w jego umyśle ziarno niezgody. Widząc jak ludzie zaczęli
być nieufni, nieuczciwi i bez duszni, poczuł się wyzwolony tym co zrobił.
Dlatego wziął z Nieba wszystkich swych zwolenników chcąc siać niezgodę na
świecie, jednak niektórzy stawali się oporni. Bóg widząc to wygnał ich
wszystkich. Stali się oni naszym cieniem. Chodzą za ludźmi szukając tych którzy
są dobrzy, by skierować ich na złą drogę, a nawet ich zabijają, by dołączyli do
ich zastępów. –mówiłam i spojrzałam na Kyle`a. Patrzył na mnie podejrzliwie,
ale nic nie mówił. Przeczesałam swoje włosy. – Bóg widząc, że coraz większa
liczba ludzi jest zła, te wszystkie wojny, zdrady… Nie mógł tego znieść i
stworzył kolejną osobę. Przypominała ona człowieka, jednak była inna, Bóg do
popiołu dodał kroplę swej krwi. Przez co w ich żyłach płynęła błękitna krew. –
powiedziałam wskazując na kurtkę, gdzie była plama z mojej krwi. – Nasz naród
nazwany został Błękitnokrwistymi, szkolimy się, żyjemy wokół ludzi, by chronić
ich przed cieniem. Zabijamy ich odsyłając w nicość. – podeszłam do Kyle`a i
stanęłam na przeciwko niego. Wyprostowałam się podnosząc podbródek do góry.
Zagryzłam wargę, nigdy nie sądziłam, że komuś to powiem. – Jestem Błękitnokrwista
i jest tu po to by chronić Cię przed złem. – powiedziałam wstrzymując oddech.
Kyle pokręcił głową. Uśmiechnął
się, ale zaraz jego uśmiech zniknął i
patrzył na mnie jak na dziwoląga. Nie, nie, nie mógł tak na mnie
patrzeć, nie chciałam by tak na mnie patrzył. Chciałam by był Kylem, tym który
był miły, kochany i który patrzył na mnie w ten sposób jakby wokół nie było nic
innego. Chciałam znów znaleźć się w jego
ramionach i zapomnieć o wszystkim. Gdy tylko zrobiłam krok w jego stronę, on
się odsunął. Poczułam ukłucie w serce i pokręciłam głową. Wyciągnęłam do niego
ręce, ale on jeszcze bardziej się odsunął. Byłam tak bardzo rozdarta. Nie
powinnam mu była mówić, powinnam była zostawić to dla siebie.
- Kyle… - wyszeptałam i opuściłam
dłonie. – Kyle wiesz że to prawda. Na kurtce jest moja krew, bo jest Błękitna. –
powiedziałam pokazując na kurtkę leżącą na ziemi.
- Jeśli to kawał to nie śmieszny.
– powiedział Kyle przeczesując swoje włosy. Spojrzałam na swoją dłoń. Wciąż
miałam nóż. Delikatnie nacięłam skórę na palcu i pokazałam mu kropelki krwi.
Pokręcił głową i cofnął się jeszcze bardziej. Spojrzał na mnie i wtedy moje
serce pękło. Wyraz jego wzroku mówił zbyt dużo, gardził mną. – Jesteś na coś
chora, tak? – spytał uśmiechając się delikatnie, ale ja byłam poważna. Widząc
moją minę spoważniał. Spojrzał w bok jakby szukał jakiegoś ratunku, wsparcia. –
Muszę to przemyśleć.
I odszedł. Tak po prostu.
Odwrócił się i ruszył przez las w stronę parkingu, gdzie był jego motor.
Przymknęłam powieki i pozwoliłam swoim łzom płynąć po policzku. Chciałam
krzyczeć, ale każdy dźwięk zatrzymywał się w moim gardle i nie chciał przejść
dalej. Rozpadłam się, znowu i znowu przez Kyle`a. Zostawił mnie, odszedł. Tak
po prostu. Dowiedział się o mnie najgorszego, ale taka była prawda. Taka byłam i
nie mogłam tego zmienić chodź bym chciała. Opadłam na kolana i pozwala płaczu
przerodzić się w szloch. I co będzie dalej? Czy Kyle zrozumie? Czy uzna mnie za
wariatkę? A jeśli opowie o tym komuś? O nie… Co ja zrobiłam? Naraziłam się na
najgorsze, i co z tego miałam? Straciłam Kyle`a, Alexa i pewnie nie jedną
osobę.
***
Nie wiele pamiętam z podróży na
pieszo do domu. Byłam na totalnym odludziu i wracałam 4 godziny. Nogi mnie
piekły i miałam już na nich odciski. Kyle miał moją torbę więc będę musiała go
jutro rano znaleźć i ją odzyskać. Byłam też spragniona, mój płacz wylał ze mnie
całą wodę i teraz tylko to było mi potrzebne do szczęście. No i jeszcze nie
doszły pierwszy chłopak, ale bez tego musze nauczyć się żyć. Jak teraz mam
siedzieć obok niego na zajęciach? Cholera mogłam wymyśleć coś na poczekaniu, a
to powiedzieć mu później. Jednak chciałam by wiedział, chciałam by akceptował
mnie taką jaką jestem, a nie tylko tym co mu daję, by nie łamać reguł. Pod
domem wysłałam SMS Alexowi by do mnie przyszedł.
Weszłam do swojego domu i zdjęłam
buty. Ależ ulga. Odetchnęłam i z kuchni
wzięłam szklankę i nalałam sobie wody. Wybiłam jedną, drugą i trzecią, czwarta
wzięłam ze sobą. Na zlewem obmyłam twarz, oczy mnie paliły od płaczu. Zimna
woda podziałała kojąco. Sky wstała z kanapy i podeszła do mnie opierając się o
blat kuchenny. Zakręciłam wodę i z spojrzałam na nią. Zaśmiała się cicho i
wytarła z mojego czubka nosa kropelkę wody. Wymusiłam delikatny uśmiech dla
swojej siostry.
- Claire, mama się o Ciebie
martwiła, ale poszła do pracy. Masz zadzwonić. – poinformowała uśmiechając się.
- Jasne. – powiedziałam i
przetarłam dłonią twarz.
- Co się stało? – spytała i
oparła głowę o moje ramię. Robiła tak od
małego gdy byłam smutna. Położyłam głowe na jej.
- Popełniłam błąd, Sky. Ale sama
muszę sobie z nim poradzić. – pocałowałam ją w czubek głowy. – Idę do siebie
odpocząć. – wzięłam szklankę i poszłam do siebie. Weszłam do pokoju i postawiłam
szklankę na biurku po czym rzuciłam się na łóżko.
Przymknęłam powieki i zasnęłam.
Byłam tak zmęczona, że powieki same mi się zamknęły. Skuliłam się na łóżku.
Śnił mi się koszmar. Stałam na wzgórzu skąd obserwowałam wojnę, bitwę między
Kylem, a Alexem. W środku chciałam krzyczeć by przestali, ale nie mogłam się
odzywać. Uśmiechnęłam się do nich. Nie zależało mi na tym który zginie,
chciałam by się pozabijali. Obaj, nawzajem. Walka była zażarta, a ja wszystko
obserwowałam. Alex był lepiej wyszkolony od Kyle`a więc ten po chwili padł na
kolana. Do jego piersi Alex przyłożył miecz i uśmiechnął się przebijając go.
Ale to nie Alex go przebił, to ja. Zabiłam Kyle`a i miałam na rękach jego krew.
Obudziłam się gdy Kyle wypowiadał ostatnie słowo, moje imię.
Opatulona byłam znajomym zapachem
delikatnych cytryn. Westchnęłam cicho. Odwróciłam się w ramionach Alexa. Nie
spał. Uśmiechnął się widząc, że się obudziłam. Położyłam się na jego piersi, a
on delikatnie gładził mój bok.
- Dzień dobry, Śpiąca Królewno. –
powiedział i zaczesał kosmyk mych włosów za ucho.
- Alex. – wyszeptałam, ale nie
wiedziałam co mogę mu powiedzieć. Jak przeprosić? Chciałam by dalej był moim
przyjacielem.
- Ci… Nic nie mów. – mówiąc to
musnął moje włosy. Jak on tak mógł? Zraniłam go, a on nadal był tu dla mnie. W jednym momencie zapomniałam o całym bólu jaki mu zadawałam. Ale miałam do niego kilka pytań.
- Ale…
Alex… Byłeś w lesie? – spytałam, nie wiedząc już do końca co się stało. Na
pewno Alex nas widział i z Kylem pojechałam na parking, usłyszałam hałas i
spotkałam dwóch Posłańców, no i krew na mojej kurtce, no i odchodzący Kyle.
-
Byłem, Claire. – odpowiedział Alex. Wsparłam się na łokciu i spojrzała na
niego. Westchnął cicho. – Kilka dni temu odkryłem swój dar. Umiem się przenosić
z miejsca w miejsce. – wyjaśnił. Uśmiechnęłam się do niego i musnęłam jego
policzek.
- To cudownie. Czemu mi nie
powiedziałeś wcześniej? – spytałam i szturchnęłam go w żebra. Tęskniłam za tym.
Beztroska rozmowa z najlepszym przyjacielem. To podobno pomaga też na złamane serce, a ja przy Alexie czułam sie bardzo dobrze.
- Jakoś się nie złożyło. –
przyciągnął mnie do siebie, tak że moje włosy opadały mu na twarz.
- Alex, jesteś moim najlepszym
przyjacielem. – wyszeptałam i spojrzałam mu prosto w oczy. Westchnął.
- Wiem, Claire. Tylko
przyjacielem, ale poczekam na Ciebie tyle ile będzie trzeba. Każdy musi przejść
przez fatalną miłość by dojść do tej prawdziwej, ale ja tu jestem. I zawsze
będę. – pogładził mnie dłonią po policzku. Przymknęłam powieki.
- No chyba każdy musi przez to
przejść. – powiedziałam i odsunęłam się siadając po turecku. Alex wstał i
pocałował mnie w czoło.
- Muszę lecieć. A tak w ogólę to
jak spałaś spojrzałem na Twoje ramię, nie masz żadnej rany… - powiedział, a ja
odruchowo spojrzałam na ramię. Zagryzłam wargę i wzruszyłam ramionami.
- Może to mój dar. – zaśmiałam się
cicho. Alex założył bluzę.
- Uważaj Claire, jak będziesz się
kąpać. Wiesz w każdym momencie mogę pojawić się w Twojej łazience. – puścił mi
oczko, a ja cicho się zaśmiałam.
Nagle przypomniał mi się
Posłaniec i jego słowa, spojrzałam na mojego przyjaciela i wstałam stając obok
niego.
- Alex… Mogę się Ciebie o coś
spytać? – spytałam na co on skinął głową. -
Kto to Wybrana? – spytałam, bo przecież tak zostałam nazwana. Alex się
wycofał i spojrzał na mnie poważnie. Zagryzł wargę. On coś wiedział.
- Muszę lecieć Claire. Pogadamy
później. - i już go nie było. Po prostu
się rozpłynął.
Wcale mi się nie podoba jego dar.
Znów zostałam z milionem pytań i żadnej odpowiedzi. A jakie jest na to lekarstwo?
Gorąca czekolada i film z siostrą.
Niech Kyle do niej wróci nooooo :'(
OdpowiedzUsuń