Obudziły
mnie promienie słoneczne wlewające się przez zasłony do pokoju. Leniwie
otworzyłam oczy i przeciągnęłam się. W pokoju nadal czułam wanilie zmieszaną z
cytryną. Alexa już nie było, pewnie wcześnie rano wyszedł, mimo to czułam pod
dłonią jego ciepło pozostawione na pościeli. Przymknęłam powieki przypominając
sobie jak musnął moje usta. Pamiętałam ten delikatny dreszcz kiedy jego wargi
dotknęły moich, z drugiej strony ten sam dreszcz czułam gdy Kyle musnął mój
policzek. Dopóki nie pojawił się w naszej szkole, miałam mniej problemów, a
jest tam od jednego dnia. Wcześniej się nie zastanawiałam co dokładnie czuję do
Alexa. Owszem byłam o niego zazdrosna, ale nigdy wcześniej nie musiałam się
dzielić przyjacielem.
Westchnęłam
cicho i wstałam wsuwając swoje stopy w kapcie. Poszłam do łazienki. Wzięłam
szybki prysznic i ubrałam się w krótkie jeansy i koszulkę. Założyłam swoje
ulubione trampki i zabrałam swoją torbę schodząc na dół. Już na schodach czułam
ten delikatny zapach naleśników i syropu klonowego. Mniam, na samą myśl w
brzuchu mi zaburczało. Weszłam do kuchni. Mama miała związane włosy i smażyła
naleśnik za naleśnikiem. Wyglądała tak młodo, a Sky była jej idealną kopią z
młodości. Tylko ja nie pasowałam do tej rodziny. Byłam od nich całkiem różna. Miałam
długie brązowe włosy, wpadające często w czerń. Moje oczy były brązowe, a nie
jak ich zielone.
Sky
siedziała przy stole jedząc naleśnika. Podeszłam do niej głaszcząc jej głowę,
na co ona strząsnęła moją rękę. Zaśmiałam się cicho i usiadłam obok.
- Dzień dobry. – powiedziała mama uśmiechając się do mnie.
- Dzień dobry. – odpowiedziałam. Nałożyłam sobie jednego
naleśnika na talerz i nalałam soku.
- Co nowego w szkole? – spytała mama.
- Claire ma nowego kolegę w klasie. Przystojniak i do tego
ją wczoraj podwiózł… - Sky zaczęła nadawać. Spojrzałam na nią ostro przy czym
ona umilkła. – U mnie wszystko w porządku.
Spojrzałam
na mamę, która przyglądała mi się z uwagą. Mam przechlapane. Mama wyglądała na
wściekłą i pewnie się nasłucham. Sky spojrzała na mamę i od razu wstała od
stołu.
- Spieszę się do szkoły- powiedziała i po chwili już nie
było.
Ja
skupiłam się na naleśniku starając się nie patrzeć na mamę. Słyszałam za to jak siada
obok. Upiłam łyk soku i wtedy na nią spojrzała. Patrzyła wprost na mnie
delikatnie kręcąc głowa.
- Dlaczego Cię podwiózł? – spytała od razu. Zagryzłam wargę
szukając odpowiednich słów.
- Bo Alex został
wezwany na bitwe. – odpowiedziałam. W końcu to nie było kłamstwo.
- To człowiek? – na to pytanie tylko skinęłam głową. Miałam ochotę
wstać i wyjść. Nie chciałam teraz z nikim zrozumieć. Miałam za dużo problemów
uczuciowych, żebym musiała jeszcze wysłuchiwać matki. – Claire… Przecież wiesz…
- Wiem. – przerwałam jej. Wstałam zakładając torbę na ramię.
– Wiem czy to grozi. To było tylko podwiezienie. Nic więcej. Jestem zbyt mądra
na związek z człowiekiem. – no może z tym ostatnim zdaniem się nie zgadzałam.
Odwróciłam się i wyszłam z domu.
Świeże
powietrze podziałało na mnie orzeźwiająco. Przymknęłam powieki i oddychałam
głęboko. Alex przyszedł do mnie w nocy. Musnął moje wargi, a mi się to
podobało. Na angielskim siedzę z Kylem, który działa na mnie jak narkotyk.
Wypuściłam powietrze ustami i w tym samym momencie poczułam na nich delikatne
parcie. To było delikatne, ale mimo to zrobiło mi się gorąco. Chłopak przede
mną złapał mnie w pasie i przyciągnął do siebie. Jego wargi idealnie pasowały
do moich, były miękkie i delikatne. Odruchowo zarzuciłam mu ręce na szyję przyciągając
jeszcze bliżej.
Było mi
tak dobrze, że nie przeszkadzał mi nawet zapach cytryn. Cytryny. Odepchnęłam
Alexa i spojrzałam na niego. Starałam się oddychać normalnie. Jego oczy śmiały
się do mnie kiedy tylko się opanował. Przeczesał swoje włosy dłonią. Podszedł
do mnie i nachylił się muskając mój policzek. Jasna cholera, co jest ze mną?
Powinnam się odsunąć i nie pozwolić mu na takie rzeczy, ale po wczorajszej nocy
coś się zmieniło, tylko nie wiedziałam jeszcze co.
- Ty tylko rozgrzewka przed treningiem. – wyszeptał zakładając
kosmyk moich włosów za ucho, a przez moje ciało przeszedł dreszcz.
***
Byłam już
zdyszana, a po moich skroniach ciekł już pot. Na dzisiejszy trening wybrałam
sobie łuk. Jak zresztą zawsze, tylko tym razem był on cudze techniki, czyli
symulatorze. Nie byłam w tym najlepsza, ale w sumie jeśli chodzi o treningi to
w niczym nie byłam, a strzelanie z łuku wychodziło mi najlepiej. Do tego
potrzeba było mnóstwa koncentracji, a ja lubiłam się skupiać na jednej rzeczy.
Chodź w moim życiu było zbyt dużo zawirowań. Strzeliłam do ostatniego hologramu,
gdy drzwi się otworzyły.
- Koniec. – powiedział pan Tawson. Wyszłam z symulatora i
oddałam łuk. Od razu udałam się do szatni, nie chciałam już wpadać na Alexa. Na
szczęście dzisiaj nie miałam też angielskiego i nie będę musiała siedzieć obok
Kyle`a.
Wzięłam
szybki prysznic i ubrałam się. Wzięłam torbę i miałam już wychodzić, gdy Lucy
wyskoczyła przede mną z rękami skrzyżowanymi na piersi. Zmrużyła oczy i
przyjrzała mi się.
- Nie powiedziałaś mi… - powiedziałam. No nie… Jeszcze ona?
Nie powinnam była wsiadać na ten motor. – Jestem Twoją przyjaciółką, Clare. – O
nie. Mówiła do mnie Clare tylko wtedy gdy była bardzo zła.
- Całowałam się z Alexem. – wypaliłam tak szybko, że sama
się zdziwiłam jak łatwo mi to przyszło. Lucy podskoczyła i objęła mnie. Już nie
była zła.
- Wiedziałam, że to się stanie.
- I czuję coś do Kyle`a. – wyszeptałam przytulając ją.
Opowiedziałam
jej wszystko po kolei, a ona tylko wzdychała co jakiś czas. Zaczęłam od rozmowy
z Kylem na angielskim, rozmową z Alexem, podwózka na motorze, nocnym koszmarze
i o tym jak przyszedł Alex, o tym jak rano potraktowałam mamę. Wszystko zaczęło
się w moim życiu zmieniać, a minął zaledwie jeden dzień.
Odprowadziłam
Lucy pod salę i sama poszłam na swoją lekcję. Za rogiem stało się coś
nieoczekiwanego. Wpadłam na Kyle. Jego oczy były ciemne i smutne, spojrzał na
mnie. Westchnął cicho i wyminął mnie bez słowa. Ścisnęła mnie serce, ale
poczułam jego ciepło na swoich plecach. Pochylił się oddechem głaszcząc moje
włosy.
- Gratuluję. – wyszeptał i po chwili go nie było.
Co, co?
Za co on mi gratulował. I dlaczego był taki smutny. Aż chciałam pójść za nim i
przytulic, pocieszyć. Chodź czułam w każdej komórce swojego ciała, że to była
moja wina. Spojrzałam za nim, ale on wszedł do Sali, nawet na mnie nie patrząc.
Chciałam żeby wrócił i chciałam spędzić z nim trochę czasu. Tylko dlaczego?
Dlaczego nie mogłam go po prostu olać i zapomnieć?
Reszta dnia minęła mi dość spokojnie.
Przerwę spędziłam z Lucy plotkując i wymieniając się jedzeniem. Tęskniłam za
takimi popołudniami bez Alexa. Gdybym wiedziała, że da mi więcej wolności już
dawno bym go pocałowała. Późniejsze lekcje jedynie przesiedziałam. Gdy
zadzwonił dzwonek obwieszczając koniec zajęć wyszłam ze szkoły. Nabrałam
świeżego powietrza w płuca. Obok mojego boku pojawił się Alex. Spojrzałam na
niego.
- Unikasz mnie. – powiedział uśmiechając się jak dziecko co dostało
cukierka.
- Po prostu chcę pobyć sama. – powiedziałam i spojrzałam
przed siebie. Mój wzrok skrzyżował się z błękitem morza. Kyle stał oparty o
motor i obserwował nas. Zrobiło mi się ciepło. Nie chciałam żeby nas widział, a
na pewno nie chciałam, żeby wiedział że się całowaliśmy. Spojrzałam na Alexa.
- Musimy porozmawiać. – wyszeptałam i spojrzałam na niego. –
Jeśli chodzi o to co się wydarzyło.
- Claire… Nic nie mów. Chcę żebyś wiedziała, że znaczysz dla
mnie… o wiele więcej niż sobie wyobrażasz. – powiedział przesuwając palcem po
moim policzku. Zagryzłam wargę i spojrzałam na niego.
Wszystko
stało się tak szybko. Nagle ktoś krzyknął, a my od razu spojrzeliśmy w stronę
skąd ktoś krzyczał. Była to blond dziewczyna, mój wzrok sięgnął w stronę gdzie
wszyscy się patrzyli. Na środku ulicy stała ciężarówka, a niedaleko niej leżał
motor. Spojrzałam tam gdzie przed chwilą stał Kyle, ale jego motoru, ani jego
już nie było. Pomiędzy motorem, a ciężarówką, leżała osoba w czarnej kurtce.
Tej kurtce pod którą wczoraj miałam ramiona. Chodź nie widziałam jego twarzy
moje serce wiedziało.
Pokręciłam
głową, a po moich policzkach leciały łzy. Rzuciłam się biegiem w kierunku
wypadku.
Właśnie rozpadłam się na milion kawałków i tylko jedna osoba mogła mnie pozbierać.