Już ledwo oddychałam, ale nie
mogłam się poddać, nie tak łatwo. W całym swoim życiu starałam się być idealną
córką, idealną siostrą i idealną przyjaciółką. I co z tego miałam? Rozwydrzoną
siostrę, zapracowaną matkę i przyjaciela którego straciłam przez moją zakazaną
miłość. I jeszcze będziemy musieli przeżyć wspólny bal. Gdybym się urodziła miesiąc
później…
Ale się nie urodziłam i musiałam
żyć z tym dalej. Nogi zaczęły odmawiać mi powoli posłuszeństwa. Dawno nie
biegałam i wyszłam z wprawy. Na treningach wszyscy z mojego rocznika mieli już
swój Dar, a mój wciąż milczał. Przez to nauczyciel zdecydował że mogę zacząć
robić co chcę, bo on musiał trenować innych, by osiągnęli jak najlepszy stan
umysłu i kontrolowali swoje moce. Więc ja postanowiłam pobiegać.
Gdy wreszcie przebiegłam dystans,
który sama sobie wyznaczyłam stanęłam w miejscu i pochyliłam się opierając
dłonie na kolanach. Starałam się opanować swój oddech. Gdy wreszcie się
wyprostowałam coś przykuło moją uwagę, pod drzewem stała Rada. Obserwowała nas,
a w tym momencie patrzyli tylko na mnie. Sięgnęłam do swojej dłoni i dotknęłam
znamienia, oni wiedzieli coś więcej, ale nie mogłam ich spytać wprost. Cholerne
zasady, których musiałam przestrzegać. W tym samym momencie Vladimir i Lucian,
odwrócili głowy patrząc na innych, ale Paul wciąż wpatrywał się we mnie, nie
pozostawałam mu obojętna. Cholera oby tylko nie czytał w myślach. Po chwili
szepnął coś do Vladimira, a ten spojrzał na mnie tak jakbym coś zrobiła źle.
Wciągnęłam powietrze i w tym momencie ktoś mnie powalił na ziemię, a nad nami
przeleciała waza.
- Ogłuchłaś? – warknął Alex i wstał
ze mnie. Spojrzałam na niego i chciałam się odgryźć, ale zaczął wracać. Od
teraz nasz, czyli ich trening nie odbywał się na terenie liceum, a opuszczonego
miejsca gdzie nikt by nas nie zauważył jak ćwiczymy Dary.
Podbiegła do mnie Lucy i ukucła
obok.
- Tak mi przykro, Claire. Nie
chciałam, ta waza jakoś tak sama wyślizgnęła się w mojej mocy, krzyczałam, ale
chyba nie słyszałaś, więc Alex….
- Już dobrze, Lucy. –
powiedziałam przerywając jej i wstając. Otrzepałam spodenki. Alex nawet nie
pomógł mi wstać. Westchnęłam i ruszyłam powoli do wyjścia z zajęć.
Po raz ostatni spojrzałam w
stronę drzewa gdzie stała Rada, ale już ich nie było. Do szkoły jeździłam z
Lucy, więc nie musiałam się prosić Alexa by mnie łaskawie podwoził, między nami
i tak nie było najlepiej, odkąd widział jak całuję Kyle`a. A właściwie między
nami nie było niczego, bo przestał się do mnie odzywać.
Wsiadłam do czerwonej ciężarówki
Lucy i zapięłam pas. Byłam zła, ale nie wiedziałam czy bardziej na siebie czy
na obojętność Alexa. Oparłam się o fotel i cicho westchnęłam.
- Ej, Claire. – powiedziała Lucy,
więc podniosłam głowę i spojrzałam na nią.
- Co tam, Luc? – spytałam i
uśmiechnęłam się delikatnie.
- Nathan zaprosił mnie na wasz
bal. – powiedziała i zagryzła wargę, oczywiście ciągle patrząc na drogę.
- Ten Nathan, który czepia się
byś poszła z nim na randkę od roku? – spytałam i usiadłam wygodniej. - Co powiedziałaś?
- No wiesz… Tak jakoś wyszło że
się zgodziłam. – powiedziała, a na jej twarzy pojawił się uśmiech zadowolenia.
Przechyliłam głowę.
- To super, ale nie sądzisz że to
dziwne? – spytałam się. – No wiesz olewasz go przez rok i idziesz z nim na mój bal urodzinowy.
- Wasz bal, Claire. Twój i Alexa.
– po prawiła mnie. No tak, nasz bal. Nasz cholerny bal.
Oparłam głowę o fotel i cicho
westchnęłam. Przymknęłam powieki. Bal był za dwa dni, a ja wciąż nie wiedziałam
jak mam go przeżyć z Alexem, skoro w ogóle nie rozmawialiśmy. W końcu znając
nasze obrzędy, pierwszy taniec będzie tylko nasz. Zawsze tak było. Jak byliśmy
mali, a na nasze urodziny nie było bali, tańczyliśmy. Bawiliśmy się cudowni i
bardzo brakowało mi takich chwil. Chwil w których nie pragnęłam by mnie
dotykał, całował czy spał przy mnie. Brakowało mi jego obecności.
Owszem wiedziałam że chcę być z
Kylem, ale Alex wciąż był w moim sercu, nie ważne jak bardzo będę się starać,
on zawsze tam będzie. To w końcu z nim uczyłam się chodzić, jeździć na rowerze,
to z nim spędzałam każdą chwilę swego życia.
- A tak w ogóle Claire, to co
jest między wami? Ostatnio dziwnie się zachowujecie. – spytała Lucy i spojrzała
na mnie kątem oka. Kochałam Lucy jak siostrę, ale nie musiała na razie wiedzieć
o mnie i Kyle`u, więc tym trudniej było mi kłamać. Więc wzruszyłam ramionami.
- Sama nie wiem. Znasz Alexa,
trudno za nim nadążyć. A po za tym widziałaś. Dzisiaj nawet nie pomógł mi
wstać. – westchnęłam cicho i ręką przejechałam po swoich włosach.
- No tak, tak, ale wy nawet nie
rozmawiacie. – no oczywiście że nie, bo nie chcę ranić jego uczuć jeszcze
bardziej.
- No wiem i bardzo mi brakuje. –
powiedziałam cicho i wyjrzałam przez okno akurat jak podjeżdżałyśmy pod szkołę.
***
Jutro ma się odbyć bal na cześć
moje urodziny, No i Alexa. Strasznie się stresowałam, bo będzie musiał ze mną
rozmawiać, no i na balu ma być Rada. Będę musiała być bardzo ostrożna,
zwłaszcza, że przez moją siostrzyczkę Kyle też dostał zaproszenie. Rodzice
Alexa robili listę gości i moja kochana siostra podsunęła by zaprosili tego
przystojniaka co mnie kiedyś podwiózł. Na szczęście dwa dni później
zaproponowałam by bal bym trochę inny i by każdy miał maskę, co oczywiście
zostało uznane za fantastyczny pomysł.
Teraz siedziałam w swoim pokoju i
starałam się uspokoić. Zazwyczaj pomagało mi w tym pisanie, ale nie tym razem.
Nie mogłam napisać ani słowa, bo każde wydawało mi się głupie. No i co miałam
napisać? Pamiętnika nie prowadziłam od dwóch lat, bo Sky zawsze go znajdywała i
czytała wszystko co tam pisałam. Westchnęłam cicho i w tym samym momencie
usłyszałam uderzenie o szybę. Wstałam z łóżka i podeszłam do okna. W tym
momencie uderzył o nie mały kamyczek. Pokręciłam delikatnie głową i otworzyłam
je wychodząc na balkon.
- Psst. – na sam dźwięk tego
głosu się uśmiechnęłam. Oparłam się o barierkę.
- Cześć, Kyle. Niestety, ale po
ciszy nocnej nie zadaje się z ludźmi. – powiedziałam delikatnie się
uśmiechając.
- Ale ja nie jestem zwykłym
człowiekiem. – powiedział ze swoim cudownym uśmiechem w którym pokazywał mi
swój dołeczek.
- Nie? – spytałam zaczesując
kosmyk swych włosów za ucho.
- Mam koszyk, a w nim jedzenie. –
powiedział i zmierzwił swoje cudowne blond włosy.
- Hmm… No cóż…. – powiedziałam udając że się zastanawiam.
- Mam też truskawki. –powiedział.
Skinęłam głowa.
- Już schodzę. – wróciłam do
pokoju gdzie zamiast spodenek od piżamy, założyłam jeansy i zamiast koszulki od
piżamy w misie, założyłam czarny t-shirt. Wzięłam ze sobą kurtkę i torbę. Po
cichu zeszłam po schodach i wyszłam z domu. Na szczęście mama miała dzisiaj
nocną zmianę, a Sky wraz ze swoją koleżanką musiały się przygotować na bal.
Gdy zeszłam na dół od razu
podbiegłam do Kyle`a stojącego obok drzewa i wpadłam w jego ramiona. Wbiłam się
w jego wargi i całowałam go delikatnie. Jego dłonie spoczęła na mojej talii i
przyciągnęły mnie do siebie. Wplotłam palce w jego włosy i cicho zamruczałam. Lubiłam
upajać się jego smakiem. Teraz smakował pastą do zębów i delikatnymi
truskawkami. Delikatnie przygryzł moją wargę i pociągnął w swoją stronę po czym
się odsunął.
- Piknik. – wyszeptał starając
się opanować oddech. Uśmiechnęłam się, lubiłam doprowadzać go do takiego stanu.
- Piknik. – powtórzyłam i
ruszyłam w stronę jego motoru. Stanęłam obok i założyłam sobie kask na głowę.
Podszedł do mnie i objął w tali. – Bez spoufalania. Jestem tu dla truskawek. –
powiedziałam chichocząc gdy odgarniał mi włosy by pocałować mnie w szyję.
Przymknęłam powieki gdy jego wargi przeniosły się na ramię.
Jednak po chwili się odsunął i
czar chwili prysnął. Usiadł na motorze i spojrzał na mnie. Zmrużyłam oczy.
- A kask? – spytałam, bo zawsze
jeździłam z nim tak, że oboje go mieliśmy. W odpowiedzi wzruszył ramionami.
Zdjęłam swój kask. – To ja też. – usiadłam za nim obejmując go w pasie.
Ruszyliśmy z piskiem opon, a ja
wtuliłam policzek w jego kurtkę. I napawałam się jego zapachem.
***
Dojechaliśmy na łąkę, która była
dość malutka, ale i tak było tu pięknie. Pachniało tu drzewem z delikatnym
zapachem kwiatów. Uśmiechnęłam się, był późny wieczór, a naszym jedynym
oświetleniem był księżyc. Spojrzałam na Kyle`a, który właśnie rozkładał koc.
Był cudowny. Ślady po wypadku już zniknęły, a Księżyc oświetlał go w taki
sposób, że podkreślał jego wszelkie walory. Błękitne oczy, delikatny rysy i
oczywiście ten dołeczek w policzku. W końcu na mnie spojrzał, a ja odwróciłam
głowę. Nie lubiłam jak wiedział, że się mu przyglądam, bo to było moje, a on to
zawsze psuł.
Podszedł do mnie i zaczesał mój
kosmyk włosów za ucho. Uśmiechnął się przy tym i przysunął się bliżej mnie.
Wstrzymałam powietrze gdy nasze wargi znalazły się kilka centymetrów od siebie.
Jego nos delikatnie dotknął mojego, a jego ręka spoczywała na moim karku.
- Truskawki czekają. – powiedział
ochrypłym głosem i odsunął się. Patrzyłam jak jego mięśnie się naprężają pod
wpływem podniecenia. Usiadłam obok niego na kocu.
- Truskawki. – powiedziałam
biorąc jedną i od razu włożyłam jedną do buzi. Mruknęłam cicho. Były tak dobre
jak wargi Kyle`a, a może lepsze? Trudno było powiedzieć, miałam za mało tego i
tego. Spojrzałam na niego, a on mi się przyglądał. Cholera jasna, te jego oczy.
Położyłam się kładąc głowę na jego kolanach, a jego palce gładziły moje włosy.
- Pięknie tu. – powiedział i
uśmiechnął się delikatnie. Spojrzałam na niego i podniosłam brew. Ciekawe czy
mówił o mnie czy raczej o miejscu. Nachylił muskając mój nos, na co
odpowiedziałam marszcząc go. – Zawsze tak robisz. – powiedziałam zaplątując
kosmyk na mój palec, a potem wypuszczając.
- Bądź cicho i daj mi truskawkę.
– powiedziałam i otworzyłam usta domagając się smakołyku.
Kyle zaśmiałam się i wziął jedną
po czym włożył mi kawałek bym mogła ugryźć. Przymknęłam powieki czując
delikatnie-słodki smak truskawki. Drugą część wrzucił sobie do ust i uśmiechnął
się. Pochylił się nade mną i delikatnie musnął moje wargi. Kiedy zaczął
podnosić głowę złapałam go za szyję i zatrzymałam w miejscu. Otworzyłam oczy i
wpatrywałam się w jego błękitne oczy w których mogłam przysiąść, że było widać
fale. Nagle zrobiło mi się sucho w ustach i chciałam utonąć. Więc utonęłam.
Przyciągnęłam go do siebie i podniosłam szyję by nasze wargi szybciej się
odnalazły. Ten pocałunek nie należał do delikatnych, ale było w nim wszystko.
Moje pragnienie i jego pragnienie. Wdychałam jego waniliowo-cynamonowy zapach.
Zauważyłam że jego feromony, również zmieniły zapach, ale na razie się tym nie
przejmowałam. W końcu też mógł się zmieniać, chodź nigdy tego nie odczułam u
innych ludzi.
Mimo wszystko odsunęłam te myśli
na bok i skupiłam się na jego wargach. Smakował truskawkami i czymś co było
przeznaczone tylko jemu. Był taki jaki chciałam. W którymś momencie
przekręciłam się tak, że siedziałam mu na kolanach, a jego dłonie znalazły się
wokół mojej talii. Mruknęłam w jego wargi, gdy jego język rozchylił mi wargi i
znalazł się w mojej buzi robiąc z moim językiem takie rzeczy, że aż przeszedł
mnie dreszcz. Jego dłonie znalazły się pod moja koszulką i delikatnie jeździły
po moich plecach. Teraz to już nie był pocałunek, to było atakowanie.
Atakowaliśmy swoje usta jak nigdy. Moje ręce powędrowały na jego klatkę
piersiową i powoli szły niżej. Gdy jego wargi oderwały się od moich cicho
westchnęłam. Uśmiechnął się ukazując mi swój dołeczek. Ze wszystkich sił
starałam się opanować oddech.
- Czyżbyś chciała więcej? –
spytał wciąż gładząc moje plecy. Jego palce były takie ciepłe i delikatnie.
Zagryzłam wargę i skinęłam głową, nie będąc w stanie nic mówić.
Z nim wszystko było inne,
łatwiejsze no i nie liczyło się nic więcej prócz nas. Gdybym mogła zostałabym z
nim już do końca. Jedną dłoń wyjął spod mojej koszulki i kciukiem przejechał po
mojej wardze. Przymknęłam powieki, ale tak by widzieć go spod rzęs, jego palce
powędrował dalej. Przez zarys szczędzi, przez szyję i ramię. Splątał nasze
palce u rąk i przekręcił mnie tak, że leżałam na plecach. Wyciągnął drugą ręką
i równie splątał nasze palce kładąc nasze dłonie moją kłową. Delikatnie
przesunął wargami po moim obojczyku, a ja wciągnęłam powietrze. Jego dłonie
puściły moje i zaczęły wracać po rękach do mojego ciała. Wciągnęłam ostro
powietrze, na co on spojrzał na mnie.
- Mam coś dla Ciebie. –wyszeptał.
Otworzyłam szeroko oczy i podniosłam się na łokciach.
- Dla mnie? Dlaczego? – spytałam
i podniosłam brew ku górze.
- Jak to dlaczego? – spytał i
zaśmiał się. Przeczesał włosy dłonią i spojrzał na mnie z rozbawieniem. Czyżby
powód był, aż tak prosty? – Jutro masz urodziny.
- Aaa… - powiedziałam i
automatycznie pomyślałam o jutrzejszym balu. Westchnęłam cicho.
- Ej. – powiedział Kyle siadając
obok i pociągając mnie za sobą bym usiadła. I tyle by wyszło z naszej
romantycznej intymnej chwili.
- To co masz dla mnie? – spytałam
choć wolałabym zamiast prezentu dostać więcej całusów.
- Zamknij oczy. – powiedział Kyle
entuzjastycznie. Wywróciłam oczami, ale je zamknęłam.
Słyszałam jak otwiera koszyk i
wyciąga z niego coś, a potem wstaje i siada za mną, tak że jestem między jego
udami. Zagryzłam wargę opatulona jego zapachem. Poczułam na skórze coś zimnego,
ale nie otworzyłam oczu. Kyle wziął moje włosy na jedną stronę i zapiął z tyłu
zapięcie. Naszyjnik. Gdy tylko zapiął musnął moja skórę tuż nad zapięciem.
- Możesz otworzyć. – wyszeptał mi
do ucha i podgryzł jego płatek. Przeszedł mnie i dreszcz.
Otworzyłam oczy i zobaczyłam na
szyi łańcuszek w kształcie połowy serca. Przejechałam po nim palcem i
uśmiechnęłam się. Mimo wszystko był śliczny. Odwróciłam głowę i pocałowałam
delikatnie Kyle`a w usta. Odwzajemnił się tym samym co jeszcze bardziej mnie
zadowoliło.
- Dziękuję. – wyszeptałam
wtulając plecy w jego.
- Nie ma za co. – powiedział
całując czubek mojej głowy. – Ale to nie wszystko. – zmarszczyłam brwi.
- Nie wszystko?
- Nie. – odparł i delikatnie
wziął łańcuszek w swoje palce i odwrócił go na drugą stronę. Były na nim
litery. Na górze było „Ky”, niżej było „&”, a niżej „Cla”. Spojrzałam na to
nie bardzo rozumiejąc. Kyle cicho zachichotał. – Ja mam drugą część. –
wyciągnął spod koszulki kawałek serduszka. Tylko dlaczego nie wyczułam tego
dotykając go? Przyłożył swoją część do mojej. Teraz napis był wyraźny i
brzmiał: „Kyle & Claire”. Zagryzłam wargę i poczułam łzy napływające mi do
oczu.
Uśmiechnęłam się i pokręciłam
delikatnie głową. Lepszego prezentu nie mogłam dostać. Przechyliłam głowę i
musnęłam jego policzek. Spojrzał na mnie, a ja zapragnęłam utonąć w jego
oczach.
- Kocham Cię, Kyle. –
powiedziałam i wtuliłam twarz w jego szyję. Czułam jak się uśmiecha w końcu tak
naprawdę powiedziałam mu to po raz pierwszy i było mi z tym dobrze.
- Ja Ciebie też, Claire. – jego
wargi musnęły moje czoło i teraz to ja się głupio uśmiechałam.
***
Wczoraj siedzieliśmy z Kylem na łące jeszcze dobrą godzinę gdy
zaczęłam ziewać i zaczęło być bardzo zimno. Gdy podwiózł mnie pod dom czułam
się jedną z najszczęśliwszych osób na świecie i wiedziałam że mając go jutro
przy sobie jakoś wytrzymam wieczór z Alexem. Zsiadłam z motoru i spojrzałam na
Kyle`a, który głupkowato się uśmiechał.
- Nie szczerz się tak, bo Ci
zostanie. – powiedziałam przechylając słodko głowę w bok.
- I tak będzie Ci się to
podobało. – i kolejny jego strzał w dziesiątkę. Podeszłam do niego i
pocałowałam go delikatnie w jego wyszczerz.
- Skoro tak mówisz. – zaśmiałam
się cicho przy jego wargach. – Powinnam już iść, muszę się wyspać.
- No tak. Bal… - wyszeptał i
spojrzał na mnie. – Jaką będziesz miała sukienkę? – spytał uśmiechając się.
- Cudowną. – powiedziałam w
odpowiedzi. – Szczęki Ci opadnie.
- Och nie… I jak wtedy będę Cię
całował? – powiedział robiąc przerażoną minę. Zrobiłam z ust dziubek, zazwyczaj
tak mówiłam gdy się nad czymś zastanawiałam.
- No to lepiej żeby Twoja szczęka
została na miejscu. – mruknęłam cicho uśmiechając się. Musnęłam jego wargi. –
Jeszcze raz dziękuję za prezent. – powiedziałam puszczając mu oczko i robiąc
krok w tył. – Dobranoc. - wyszeptałam i
odwróciłam się na pięcie uśmiechając się jak debilka ruszyłam w stronę drzwi od
domu.
Jednak nie zdążyłam do nich
dotrzeć, bo w połowie drogi. Kyle złapał mnie w pasie i odwrócił w swoją stronę
wpijając się w moje wargi. Objęłam go za szyję i pozwoliłam się całować. Przygryzł
moją wargę i pociągnął ją w swoja stronę, co wywołało mnie falę ciepła po czym
znów wpił się w moje wargi penetrując moje usta językiem. Po chwili się
odsunął, a ja złapałam powietrze w płuca.
- Nie zapominaj oddychać, Claire.
– powiedział śmiejąc się cicho i odsunął puszczając mnie, a ja o mało nie
upadła. – Dobranoc, mała. – powiedział puszczając mi perskie oko. Podszedł do
swojego motoru i odjechał, a ja przejechałam palcem po swoich wargach.
Teraz stałam w jednym z pokoi
wilii Alexa i patrzyłam na swoje odbicie. Miałam na sobie sukienkę do ziemi,
bez ramiączek. Miała delikatne wcięcie między piersiami; do pasa była czarna i
w tym miejscu miała delikatny czarny pasek, prawie nie zauważalny, dalej
spływała zmieniając kolor, na fioletowo-biały z delikatnymi przebłyskami
różowego, który był praktycznie niedostrzegalny. Była śliczna. Włosy miałam
pofalowane, które upięłam wysoko i tylko pojedyncze kosmyki spływały na moje
plecy i ramiona.
Gdy do drzwi ktoś zapukał
powiedziałam „Proszę”. W odbiciu lustra
zobaczyłam mamę, która stanęła w drzwiach i przyglądała mi się uważnie.
Odwróciłam się do niej i delikatnie uśmiechnęłam.
- I jak wyglądam? – spytałam
dotykając materiału sukienki. Mama podeszła do mnie i delikatnie dotknęła
kosmyk mych włosów.
- Och Claire… Wyglądasz pięknie.
– powiedziała delikatnie mnie przytulając na co odpowiedziałam tym samym.
- Mam coś dla Ciebie. –
powiedziała odsuwając się.
- Mamo, nie trzeba było. –
powiedziałam i przechyliłam głowę w bok. Mama w odpowiedzi machnęła ręką.
Podała mi mały pakunek. Gdy wzięłam go w dłonie zagryzłam wargę. Powoli
odpakowałam prezent. W środku znajdowało się pudełeczko, a w nim dwa kolczyki.
Były tak błękitne jak oczy Kyle`a, chodź pod odpowiednim świetle można było
zobaczyć w nich delikatny fiolet. Uśmiechnęłam się na tą myśl i przytuliłam
mamę. – Dziękuję, są śliczne.
- To są kolczyki naszej rodziny.
A dokładnie rodziny Twojego ojca, gdy dowiedział się o Twoich urodzinach, powiedział,
że na 18 urodziny mam Ci je podarować. – powiedziała mama, a ja się delikatnie
odsunęłam. Tak właściwie to był prezent od taty, za którym tak tęskniłam.
Odwróciłam się od mamy i założyłam je. Były delikatne, ale idealnie podkreśliły
moją sukienkę. Mama stanęła za mną w swojej śliwkowej sukience i położyła mi
rękę na ramieniu. Nie będę płakać z powodu jakieś cząstki taty, którą dostałam,
będę silna.
Do pokoju wbiegła Sky w
pomarańczowej sukience z ramiączkami i kończącą się jakieś 15 cm nad kolanem. Uśmiechnęła
się na nasz widok, a mama delikatnie obtarła kąciku oczu, by się nie popłakać.
Uśmiechnęłam się delikatnie i odwróciłam do siostry.
- O mój boże, Claire! –krzyknęła
i od razu podeszła do mnie dotykając sukienki. – Jest cudowna. Wyglądasz zjawiskowo.
– powiedziała uśmiechając się szeroko.
- Ty również wyglądasz pięknie. –
powiedziałam zaczesując kosmyk jej włosów za ucho.
- No wiem. – powiedziała
obkręcając się, by pokazać jak piękna jest jej sukienka. – A właśnie… Wszyscy
już czekają. Więc załóż i chodźmy już. – powiedziała podając mi maskę. Sama
założyła swoją i podała jeszcze jedną mamie. Moja była srebrna w delikatnym
wzorze winorośli wokół oczu. Na czubku miała niebieskie oczko idealnie pasujące
do moich kolczyków. Założyłam ją starając się nie popsuć tasiemką fryzury, a
mama zawiązała sznureczki.
Sky klasnęła w dłonie i wyszła z
pokoju. Spojrzałam na mamę i przytuliłam ją po czym obie ruszyłyśmy do wyjścia.
Szłyśmy w stronę schodów przy których czekał już Alex z rodziną. Ścisnęło mnie
serce na jego widok. Miał czarny garnitur i szary krawat. Jego maska była
również czarna jak jego włosy. Spojrzał na mnie, a ja wciągnęłam głośno
powietrze. Wyglądał po prostu cudownie jak młody bóg. Tuż za nimi stała Rada
bacznie mi się przyglądając. Podniosłam głowę z dumą w myślach powtarzać sobie:
„Przetrwasz tę noc. Masz w końcu Kyle`a.” W końcu dołączyłam do nich, a Rada
wysunęła się na przód.
- Pięknie wyglądasz, Claire. –
powiedział Vladimir dotykając moich nagich ramion. Skłoniłam się delikatnie.
- Dziękuję. – powiedziałam i
ruszyłam tuż za nim do schodów prowadzących do sali balowej. Szłam po prawej
stronie Vladimira, a Alex po lewej. Czułam się trochę zakłopotana gdy
dotarliśmy do schodów. Ludzi było pełno i wszyscy byli w maskach, połowy z nich
nie rozpoznałam. Od razu odnalazłam Lucy stojącą obok Nathana. Puściła do mnie
oczko i pokazała kciuk w górę. Uśmiechnęłam się. Na środku schodów zatrzymał
się Vladimir, a ja z Alexem schodek pod nim. Przełknęłam ślinę i z całych sił
starałam się patrzeć przed siebie, a nie na Alexa.
- Panie i panowie. – powiedział
donośnie Vladimir. Wszyscy umilkli i spojrzeli w jego stronę. – Mam zaszczyt
przedstawić, chodź pewnie wszyscy ich znają, dzisiejszych jubilatów. –
przełknęłam ślinę. – Claire Melanie Lancaster. – przedstawiając mnie wskazał na
mnie dłonią. – I Alexander Mathew Star, zwany Alexem. – przy tych słowach
wskazał na Alexa. Wszyscy bili nam brawa, a ja wzrokiem szukałam jedynej osoby
na którą chciałam teraz patrzeć. – Wiem, że tort zazwyczaj jest w połowie
przyjęcia, jednak postanowiliśmy zrobić to na początku. – kontynuował Vladimir,
a na dole schodów pojawił się jeden wielki ogromny tort. – Jubilaci, możecie
zejść i pomyśleć życzenie. – powiedział wskazując na tort.
Ruszyłam powoli idąc obok Alexa.
Cała reszta szła tuż za nami. Gdy dotarliśmy do tortu zauważyłam, że były na
nim nasze imiona. Był tak wielki, że świeczki były umieszczone w dwóch różnych
miejscach, by każdy mógł zdmuchnąć swoje. Vladimir ze swoją świtą pojawił się
obok.
- Pomyślcie życzenie. –
powiedziałam, a ja spojrzałam na Alexa. On jednak nie patrzył na mnie.
Spojrzałam na swoją część świeczek i natrafiłam na ogniki w błękitnych oczach.
Kyle. Spojrzałam na niego i uśmiechnęłam się. Tak naprawdę miałam jedno
życzenie.
Zamknęłam oczy i pomyślałam o
nim. Kyle. Tak brzmiało moje życzenie i myśląc o nim
zdmuchnęłam świeczki. Gdy zabrakło mi powietrza otworzyłam oczy, ale na
szczęście zdmuchnęłam wszystkie. Spojrzałam na część Alexa, gdzie również żadna
świeczka się nie paliła, ciekawe jakie miał życzenia. W końcu wróciłam wzrokiem
do mojego błękitu, który puścił mi oczko. Tort został zabrany, a wszyscy
zaczęli śpiewać 100 lat. Uśmiechałam się rozglądając się. Nie chciałam by ktoś
z Rady się dowiedział o mnie i Kyle`u. Gdy piosenka się skończyła Vladir stanął
między nami.
- Chciałbym życzyć jubilatom
szczęścia, wytrwałości, miłości, przyjaźni, cierpliwości, uśmiechu na twarzach.
– powiedział spoglądając to na mnie to na Alexa. Posłałam mu wymuszony uśmiech.
– A wam. – teraz spojrzał na gości. – Życzę miłej imprezy. – po tych słowach
odszedł od nas i ruszył w stronę swych towarzyszy.
Zaczęła grać muzyka, a ja
poczułam się głupio stojąc w miejscu. Odwróciłam się do Alexa i rozchyliłam
delikatnie wargi. Tak bardzo za nim tęskniłam.
- Wyglądasz pięknie. – powiedział
i spojrzał na mnie smutno.
- Dziękuję. – skinęłam delikatnie
głową. – Alex… - podniósł rękę i zamknął oczy.
- Proszę, nic nie mów. –
powiedział i odwrócił się idąc wśród gości, czasem przystawał słuchając życzeń.
- Sto lat, sto lat. – powiedziałam
do jego pleców i ktoś dotknął mojego ramienia. Odwróciłam się. Na szczęście to
była Lucy. Uśmiechnęłam się i przytuliłam ją delikatnie.
- Wszystkiego najlepszego,
staruszko. – powiedziała Lucy śmiejąc się.
- Dzięki. – powiedziałam i
spojrzałam na Nathana stojącego obok.
- 100 lat, Claire. – powiedział Nathan
i objął Lucy w pasie.
- Dziękuję, Nathanie. –
odpowiedziałam i spojrzałam na Lucy, która przytuliła się do klatki piersiowej
Nathana.
- Wyglądacie razem uroczo. –
przyznałam cicho chichocząc.
- No wiem. – powiedziała Lucy z
entuzjazmem jakiego jeszcze u niej nie widziałam, chyba że na widok babeczki.
- A teraz musimy przeprosić, ale
pragnę zatańczyć z tą dziewczyną. – powiedział Nathan biorąc Lucy za rękę i
ruszając na parkiet. Sala była tak ogromna, że na środku był parkiet, a po
bokach siedzenia i stoły z jedzeniem. Ruszyłam do przodu przyglądając się
wszystkim i skinąwszy głową gdy ktoś życzył mu wszystkiego najlepszego. Gdy
czyjaś ręka złapała za moją zlękłam się, ale widząc że to Kyle uśmiechnęłam
się. Dopiero teraz zauważyłam jego ubranie. Jego garnitur był granatowy z
paski, a jego krawat był szary, przez co jego oczy wydawały się tak delikatnie
błękitne, a nie morskie. Teraz były niebem w którym mogłam zamieszkać.
- Mogę prosić do tańca? – spytał i
bez czekania na odpowiedź wyszedł ze mną na parkiet. Jedną rękę położył na
moich plecach, a drugą splątaliśmy i powoli zaczęliśmy tańczyć. Oczywiście Kyle
prowadził. – Wiesz co? – spytał ze swoim głupkowatym uśmiechem.
- No co? – spytałam i delikatnie
przekręciłam głowę.
- Wyglądasz niebiańsko. –
powiedział i spojrzał na moją sukienkę. – Szkoda, że szczęka nie może mi
odpaść. – powiedział robiąc naburmuszoną minę. Zaśmiałam się cicho.
- A nie mówiłam. – odparłam, przy
czym Kyle mnie obkręcił.
Tańczyliśmy dobre kilka godzin, a
Kyle kilka razy musiał mnie porzucić. Niestety. Nogi mnie już bolały i musiałam
do łazienki. Podeszłam do Kyle`a szepcząc mu że zaraz wracam. Ruszyłam schodami
na górę. Oczywiście łazienka była obok, ale widząc kolejkę postanowiłam
skorzystać z łazienki na piętrze. Szłam w jej stronę gdy usłyszałam jakby ktoś
uderzył w biurko. Zlękłam się, bo dźwięk był wydany z drzwi tuż obok mnie.
Podeszłam po cichu i przycisnęłam ucho do nich.
- To niemożliwe. – warknął ktoś.
Po głosie rozpoznałam, że to Vladimir.
- To całkiem możliwe. –
odpowiedział mu Alex. Alex? O czym oni rozmawiali.
- Ale ona nic nie wie, a on się
pojawił. – powiedział Vladimir z goryczą. – Ona musi poznać prawdę, zanim się
zakocha. – powiedział twardo i byłam pewna nic nie widząc że właśnie patrzył na
Alexa.
- Myślę, że jest już zakochana. –
odpowiedział Alex. Usłyszałam odgłos odsuwanego krzesła.
-Wybrana musi być nasz, Alexie.
Nasza, a nie jego. Wiesz co się z tym wiąże? – spytał ostro Vladimir. Wybrana?
Tak zostałam nazwana przez Posłańców. Czyżby mówili o mnie? Na jego pytanie
Alex pewnie skinął głową. – Wiesz musisz sprawić by przeszła na naszą stronę.
To Twoja przyjaciółka musi pójść za Tobą, za nami.
- Wiem. Sprowadzę Claire na dobrą
ścieżkę. – powiedział Alex, a ja rozdziawiłam usta. On wiedział, on wszystko
wiedział. Wiedział, że ja jestem Wybrana, a mimo to nic nie powiedział.
Zamknęłam oczy by się nie rozpłakać. – Zawsze możemy zgładzić jej chłoptasia. –
byłam pewna że Alex mówi o Kyle.
- Nie. To jej zadanie. Nie
zapominaj Alexie, że to ona nas poprowadzi ku światłości. No ona ma zadecydować
czy ludzkość zginie czy zostanie unicestwiona. Rozumiesz to? Będąc z tamtym… -
teraz pewnie Vladimir kręcił głową z niedowierzaniem, a ja nic nie rozumiałam.
Miałam popraw idź ich do czegoś? I to ode mnie miało zależeć unicestwienie
ludzkości? Spojrzałam na swoje znamię i zagryzłam wargę, by nie zacząć
krzyczeć. To takie nie fair, że nic nie wiedziałam.
- Zrozumiałem wszystko doskonale.
Wybrana będzie z nami, będzie moja. – powiedział Alex, a ja się odsunęłam od
drzwi i szybko ruszyłam w stronę schodów. Na szczęście zdążyłam wrócić na
przyjęcie zanim Alex wyszedł z pokoju.
Byłam Wybraną i miałam ocalić
świat. Zanosiłam się na płacz, więc tylnymi drzwiami wyszłam na dwór i ruszyłam
do ogrodu. Usiadłam na jednej z ławek i zdjęłam maskę. Patrzyłam przed siebie
pustym wzrokiem.
Nic z tego nie rozumiałam. Mój
przyjaciel mnie zdradził, a Rada chciała bym zabiła Kyle. Moją miłość.
Dotknęłam swojego wioska, którego oczywiście wczoraj nawet nie zdjęłam. I jak
niby miałam ocalić ludzkość? Śmiercią Kyle`a? Nie, nie mogłam do tego dopuścić.
Może i Alex chciał mnie dla
siebie, ale nie wiedział, że teraz ja wiem. Poczułam w sercu ukłucie w końcu
zdradził mnie mój przyjaciel. Spojrzałam na jego willę. Po policzku pociekła mi łza. Straciłam Alexa na zawsze.
Chciał mnie? Jego niedoczekanie,
byłam Kyle`a i żadna przepowiednia nie będzie decydować za kim pójdę dalej. W końcu
byłam Wybraną, miałam władzę o której wcześniej nie wiedziałam.